Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

LUDZKIE LOSY: Byłem 6 lat na Syberii. Wspomnienia Czesława Herby [CZĘŚĆ 3]

Czesław Herba
Czesław Herba
Modlimy się i podrzynamy sobie gardła w imię ideałów, których nie ma. Ile ludzkich tragedii, łez, nie wiadomo po co i za co. To, co spotkało Sybiraków jest konsekwencją przedwojennej polskiej polityki wobec sąsiadów. Mówiło się, ze nie oddamy ani guzika, a po dwóch tygodniach ani władzy, ani Polski nie było. Biedny naród brał za broń i do partyzantki, a panowie po kątach radzili. Koloniści na Sybirze, inni w obozach niemieckich, resztę dobijali Ukraińcy.

Tiulugany – tak nazywała się miejscowość naszego obozu pracy. Tysiąc kilometrów do Omska – naszego województwa, siedemdziesiąt kilometrów do Ustiszymu – naszego powiatu i siedemdziesiąt kilometrów do Tobolska – większego miasta na północ. Ulokowano nas w drewnianych barakach. Każdy barak miał trzydzieści metrów długości i dziesięć metrów szerokości. Na całej długości po obu stronach umieszczono piętrowe prycze do spania. Na piętrach młodzi, na dole starzy i dzieci. To było jakieś pół metra na osobę- metr odstępu i następna rodzina. Przy wejściu stały piece do ogrzewania – palono drewnem- wiadomo tajga.
Dostaliśmy trzy dni na rozmieszczenie się w barakach, odpoczynek i aklimatyzację. Po trzech dniach odbyło się zebranie i przemówienie enkawudzisty do ,,ludzi pracy”. Co powiedział? – ,,Wasza Polska jest już trzy metry pod ziemią, ni-gdy do niej nie wrócicie, tu jest wasze miejsce na zawsze. U nas kto nie pracuje, ten nie je, a stachanowcy żyją dobrze. Można stąd uciekać, ale jeszcze nikomu to się nie udało. Gdyby jednak ktoś uciekł, musi pamiętać, że czeka go za to kara – praca w kopalni złota na Kołymie.”
Tam była tak zwana wykańczalnia, opowiadał mi o tym mój wujek, który się tam dostał. Po tym przemówieniu zostaliśmy dobici psychicznie. Po trzech dniach zlikwidowano wszystkie polskie książki. Spisano dane wszystkich w obozie. Do sześćdziesięciu pięciu lat wszyscy szli do pracy w lesie. Dzieci do szkoły. Ja chodziłem do trzeciej klasy, gdybym nie chciał chodzić do szkoły, nie otrzymałbym chleba - dwustu gramów. Na miejscu była trzecia i czwarta klasa szkoły podstawowej. Nasz obóz pracy liczył około tysiąc osób.
Po miesiącu zaczęli umierać starsi ludzie. Wydzielony został kawałek lasu, zwyczajna polana, niedaleko obozu na cmentarz dla Polaków. Zmarłych chowano w prymitywnych korytkach zbitych na prędce przez robotnika. Tam pochowano mojego najmłodszego brata, trzyletniego Adasia. Ludzi przy-dzielono do brygad leśnych. Jedni pracowali przy wyrębie lasu, inna brygada zwoziła powalone drzewa na brzeg rzeki. Ktoś był cieślą lub miał jakiś inny zawód pokrewny, pracował w brygadzie zajmującej się brzeziną, którą formowano do karabinów lub automatów. Zwykli robotnicy piłowali drewno na metrowe odcinki, które zwożono na brzeg rzeki Irtysz. Mama moja została przydzielona do pracy w kuch-ni jako pomoc kuchenna. Wydawałoby się, że przy kuchni zawsze się coś uszczknie i zje, faktycznie dla mamy było to piekło. Od rana musiała nanieść wody do gotowania z rzeki Irtysz oddalonej o jakieś pięćset metrów. Aby zrobić zapas na drugi dzień, musiała pół dnia nosić wodę. Musiała też pozmywać wszystkie naczynia i podłogę tak zwanym skoblem – szerokim nożem, którym skrobało się błoto i brud z podłogi. Naczelnik sprawdzał co jakiś czas czystość podłogi. Mama nie raz mdlała przy pracy. Kiedy się budziła w nocy, prosiła któregoś z nas, żeby wyjąć jej ręce spod głowy, bo tak jej zdrętwiały, że o własnych siłach nie mogła tego uczynić. W końcu przeniesiono ją do lasu, do cięcia klocków metrowych. Okazało się wówczas, że do pracy w kuchni musiały być na jej miejsce zatrudnione dwie osoby, bo jedna nie dawała rady. A nasza mama przez pół roku jak koń harowała do upadłego tylko dlatego, żeby otrzymać chochlę zupy więcej dla nas.
Każdego dnia dostawaliśmy tysiąc dwieście gram chleba, czyli jeden kilogram i dwadzieścia dekagramów oraz cztery miski zupy, mówiliśmy na nią lura. Jakieś liście, niby brukiew, trochę kapusty i wo-da. Głód jaki panował jest nie do opisania. Głodny człowiek jest poddany, uległy, zniewolony, można z nim zrobić wszystko. Za kawałek ochłapu, jakiś kęs chleba zrobi wszystko. Kto nie przeżył długotrwałego głodu, nie jest w stanie zrozumieć, co to jest być głodnym. Dlatego, gdy widzę, jak dziecko idące do szkoły rzuca kawałek niezjedzonej skibki chleba na ziemię, mógłbym stanąć i płakać nad tym.
Już za tydzień kolejna część.

źródło: telemagazyn.pl/x-news.pl.

center>

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto