Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Byłem 6 lat na Syberii. Ciąg dalszy wspomnień Czesława Herby [część 6]

Czesław Herba
Czesław Herba
Dochodziła prawie północ, kiedy na pół żywi, umordowani, nie wspomnę o najgorszym, usłyszeliśmy: ,,Nu Polaki wot i wasz dom” . Podobny obóz pracy, jaki został nad Irtyszem, wyłonił się z ciemnej nocnej Tajgi. Późną nocą dowlekliśmy się do celu. Zobaczyliśmy czworokąt typowych baraków obozowych. Ze zmęczenia i głodu niektórzy mdleli.

Każdy myślał czy pajok - porcję jedzenia dostaniemy dzisiaj, czy też głodni musimy iść spać. Zajmowaliśmy miejsca na pryczach. Nieoczekiwanie nade-szła wiadomość, że wszyscy jeszcze dziś dostaniemy po dwa śledzie i kromce chleba oraz ,,czaju” - ile kto zechce. Po tej ,,kolacji” sprawdziło się tylko jedno, że picia mamy do oporu. I ludziska całą noc wodę po tych śledziach żłopali. Śledzie dostaliśmy prosto z beczki, gdzie połowa to była sól.

Na drugi dzień mieliśmy wolne. Obowiązkowo wszyscy musieli iść do bani oraz tzw. ubojni. Naczelstwo obozu powiedziało, że przybyliśmy tu, by karczować pnie po ściętych drzewach. Nasza praca zaś przyczyni się do powstania uprawnych pól kołchozu, który zasieje i zbierze zboże, z którego chleb będziemy spożywać i my w obozie. Kiedyś podsłuchałem opowiadanie jednego z naszych obozowych Polaków jak mówił, że spytał ruskiego brygadzistę, dlaczego Ruscy otrzymują zapłatę za pracę, a my Polacy pracujemy tylko za jedzenie. Otóż Ruski odpowiedział: ,,Tak wy Polaczki nie rozumiecie, że my wam łaskę robimy dając pracę i schronienie. Policz ty bracie jeden eszałon wagonów to 70 sztuk wagonów, a w każdym wagonie 70 ludzi. 70 * 70 = 4.900 dusz. Ponad miesiąc was wieziono, a wiesz ty ile jeden dzień tego transportu kosztował. Nie wiem czy do śmierci wam wystarczy czasu, żeby ten dług pokryć.

Starsza młodzież mogła również iść do lasu z robotnikami, bo szkoły nie było. Muszę wyjaśnić, że Tajga, to niezwykły las z kilkusetletnimi cedrami, sosnami, świerkami. Jodły stanowią 97proc. - reszta to drzewa liściaste. Cedr może mieć ponad 6 m objętości w pniu. Kiedy płynie taki kolos rzeką, to 10 ludzi utrzymuje na sobie i nie tonie. Wspominam o tym, by uzmysłowić, jakie pnie będziemy rudować. Łopaty, kilofy, piły, haki, łańcuchy, kliny, siekiery załadowano na wozy. Ludzi podzielono na brygady i w las. Chciałem iść z mamą, ale braciszek Stasio był bardzo chory i pięcioletnia siostra potrzebowali opieki. Patrzyłem na niego biednego, jak się męczył. Był tak wychudzony, że strach. Wielka głowa jak-by chciała odpaść od cienkiej szyi. Nogi, tylko kolana duże, reszta to piszczele obciągnięte skórą.

Całe ciało pokryte wrzoda-mi, strupami a tam robactwo. Oczy zaropiałe i spuchnięte, że prawie nic nie widział. Kwilił biedak coś pod nosem, pić chciał i był głodny, jak ja. Jeszcze nie tak dawno biegaliśmy po naszym podwórku w do-mu. Rano szliśmy do szkoły, on do pierwszej, ja do trzeciej klasy.

Po południu paśliśmy kro-wy. Na podwieczorek mama dawała nam po pajdzie chleba z masłem i po garnuszku kwaśnego mleka. Teraz siedzieliśmy obaj na pryczy. On prawie umierał, a ja z bezradności płakałem. Myślałem sobie, chyba Stasiu nie pójdziesz za Adasiem, a może my wszyscy, co kawałek po jednym do nieba. Co to się porobiło. Ojca nie ma, wszystko nam przepadło, sponiewierani jak najgorsze śmieci, za co tak cierpimy?

Od czasu przyjazdu nie jedliśmy żadnych owoców, tłuszczu, mięsa, nabiału, cukru, dlatego najwięcej zgonów było wśród osób starszych i dzieci.

Przy tym chłopięcym rozmyślaniu prawie usnąłem obok Stasia i siostry, bo gdy mama przyszła z lasu, z pracy, obudziła mnie bym poszedł po zupę i do kantoru po chleb. Pobiegłem szybko po to jadło, bo przecież wszyscy czworo na tą godzinę czekamy jak na boskie zmiłowanie.

Niedługo będziemy jeść, żołądek jakby czuł, że coś dostanie, bo aż ssie w brzuchu, już niedługo. Stoję w kolejce i myślę, żeby ze dwie chochle dostać więcej zupy, a chleb żeby był biały, to byłoby dużo więcej i tak, co dnia, dzień za dniem, noc za nocą już czwarty miesiąc. Ustawiam się w kolejkę po jedzenie. Mam przy sobie pięciolitrową kankę. Myślę, żeby mi tak pełną kankę nalał zupy. Wiadomo, że jedno z nas nie żyje, więc mogę otrzymać cztery porcje.

Już za tydzień kolejna część wspomnieć Czesława Herby (ur. 1929 r.), krotoszyńskiego Sybiraka. Tę historię możecie również śledzić na naszym portalu internetowym naszemiasto.krotoszyn.pl. Zachęcamy do tego gorąco.

źródło: telemagazyn.pl/x-news.pl.

center>

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto