MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Morderstwo małżeństwa Gapików w Krotoszynie. Losy zbrodni, które wstrząsnęły całą międzywojenną Polską

Łukasz Cichy
Łukasz Cichy
Do zbrodni dochodziło zawsze na tle rabunkowym
Do zbrodni dochodziło zawsze na tle rabunkowym Łukasz Cichy /zdjęcie ilustracyjne/
Do morderstwa małżeństwa Gapików doszło pod koniec 1935 r. Szajka dokonała też morderstwa rabunkowego w Pleszewie i planowała napad w Wadowicach. Dzięki szybkiemu działaniu Policji Państwowej sprawców udało się ująć. Sprawą żyła wówczas cała Polska!

Spis treści

Lata 30. XX w. nie były szczególnie szczęśliwe. Rozpoczęły się one wielkim kryzysem, więc ludzi biednych nie brakowało. Niektórzy szukali innych form zarobku, nie licząc się z życiem innych.

Właściciele krotoszyńskiego młyna

Bolesław Gapik urodził się 14 stycznia 1879 r. w Krzywiniu w powiecie kościańskim. Jego ojciec był z zawodu młynarzem. Elżbieta z d. Staniek urodziła się 19 maja 1881 r. w Gałązkach w powiecie krotoszyńskim. Małżonkowie wzięli ślub 12 września 1902 r. w Koźminie i nie mieli dzieci. Byli właścicielami młyna, przy którym posiadali mały dwupokojowy domek z kuchnią. Cieszyli się jednak w okolicy opinią ludzi zamożnych, jednak oszczędnych.

Morderstwo prawie idealne

Zabójstwo małżeństwa Gapików w Krotoszynie odbiło się echem nie tylko w międzywojennym Krotoszynie. Morderstwo państwa Gapików miało charakter rabunkowy. Do całej sytuacji doszło w ich domu przy ul. Koźmińskiej w Krotoszynie, w nocy z 19 na 20 grudnia 1935 r. Mordercy najpierw spotkali się z nimi w celach biznesowych, a później odwiedzili ich w domu.

Organom ścigania udało się zrekonstruować przebieg wydarzeń. Marian Białkowski oraz Szimche Markowicz, zwany też Szaja Majer przybyli do Gapików wspomnianego wieczora celem omówienia kupna od nich młyna. Gapikowie przyjęli ich w swojej sypialni. Goście przynieśli wódkę i pomarańcze, a gospodyni chcąc pokazać gościnność podała chleb, mięso oraz jabłka.

Około godziny 18:00 Szmiche Markowicz siedząc w okolicach otomany, a Marian Białkowski na wprost okna. W tym czasie Gapik wstał nastawić radio, a żona stała obok niego. W tym czasie Markowicz wyjął broń i dał znak, że jest gotów. Białkowski cofnął się do drzwi wyjściowych i oddał strzał do Gapikowej, a Markowicz do Gapika, który próbował podbiec do pieca, gdzie miał ukryty rewolwer. Zamachowcy widząc, że daje oznaki życia poddusili go pierzyną.

Rozpoczęło się plądrowanie mieszkania przez zamachowców. Po pewnym czasie Gapik ocknął się jednak i próbował uciec, jednak w przedpokoju wywiązała się bójka z Markowiczem. Białkowski nadszedł z odsieczą i oddał śmiertelny strzał.

Organy ścigania ustaliły, że Bolesław Gapik zmarł przed północą, a Elżbieta Gapik następnego dnia w południe.

Ta zbrodnia wstrząsnęła miastem!

Następnego dnia, czyli 20 grudnia 1935 r. w godzinach przedpołudniowych jeden z sąsiadów Gapików nie widząc ich, jak co dzień postanowił zainteresować się brakiem sąsiadów. Gdy dotarł do ich domu odkrył, że drzwi i okna są otwarte. Pobiegł na posterunek Policji Państwowej, a funkcjonariusze odkryli dwa martwe ciała Gapików. Żona znajdowała się w sypialni, a mąż w kuchni. Szafki i szuflady były pootwierane, a zawartość porozrzucana. Sytuacja odkryta na miejscu zdarzenia sugerowała, że był to napad z powodów rabunkowych. Na miejsce przybyła również komisja sądowo-lekarska oraz Komendant Powiatowy Policji Państwowej komisarz Józef Sałaciński.

Śledczy ustalili, że sprawców było dwóch, a ich wizyta dotyczyła rzekomej transakcji. Ponadto pojawił się kolejny trop. Owego pechowego wieczora Gapików niespodziewanie odwiedził Ignacy Jandziński, sąsiad i również właściciel młyna. Drzwi otworzyła mu Elżbieta Gapik, która oświadczyła, że nie może go przyjąć, gdyż ma już gości-kupców. Inna sąsiadka oceniła wiek sprawców na ok. 35 lat (w rzeczywistości miał 23 lata) i ok. 50 lat (prawdopodobnie się zgadzał). Sąsiedzi i inni świadkowie pamiętali dużo szczegółów, gdyż jak się okazało Markiewicz i Białkowski odwiedzali Gapików co najmniej kilkukrotnie. Mieli ich też odwiedzić 18 grudnia 1935 r., jednak transakcji nie zawarto, gdyż nie ustalono ceny.

Śledczy szybko ustalili, że strzały padły z pistoletu Browning Mauser oraz pistoletu P08 Parabellum. Trudno było oszacować co skradziono. ustalono jedynie, że Gapikom zginęły obligacje pożyczki konwersyjnej na kwotę 9 tys. zł, 9,5 tys. zł lub 10 tys. zł oraz znaczna ilość gotówki. Kwota pozornie nie wydaje się duża, lecz należy pamiętać, że średnie zarobki osób w klasie robotniczej wynosiły w 1935 r.: mężczyzn - 95,60 zł miesięcznie, a kobiet - 49,60 zł miesięcznie. Z pewnością właściciele młyna w Krotoszynie zarabiali więcej, ale było to ok. 100 średnich pensji robotniczych.

Sprawa nabrała rozgłosu, szczególnie poprzez późniejsze wydarzenia, o czym poniżej. Media prześcigały się podawaniu informacji. Używano np. że zbrodni dokonano z rewolwerów traktując to słowo jako synonim pistoletu. Sprawę opisywały m.in. „Dziennik Ostrowski", Dziennik Poznański", Głos Leszczyński", Goniec Częstochowski", Krotoszyński Orędownik Powiatowy", Kurier Poranny", Kurier Poznański", Orędownik: ilustrowane pismo narodowe i katolickie", czy nawet „Ostatnie wiadomości grodzieńskie".

Zbrodnia została zaplanowana

Historia była żywa w pamięci mieszkańców. W 2013 r. do autora niniejszego tekstu odezwała się śp. Helena Rasiak, która jako dziecko pomagała swojej mamie w sprzątaniu pokoi hotelowych. Podczas sprzątania pomagała mamie i odkryła pistolet pod poduszką łózka, jednak nie zwrócono wówczas na to uwagi. Pani Helena pamiętała wówczas, że tej nocy ok. godz. 6:00 do sąsiedniej restauracji przyszło dwóch mężczyzn i kobieta, którzy ze względu na wczesną porę nie zostali obsłużeni. Byli to prawdopodobnie mordercy małżeństwa Gapików. Sytuację sobie skojarzyła, gdy u niemieckiego fotografa przy ul. Zdunowskiej wywieszono zdjęcia osób podejrzanych. Rozpoznała w nich osoby, które wynajmowały wspomniany pokój.

Kolejna zbrodnia w pobliskim Pleszewie

22 grudnia 1935 r., a więc dwa dni po zbrodni w Krotoszynie sąsiedzi Dory Malinowskiej (vel Maliszewskiej) mieszkającej przy ul. Ogrodowej w Pleszewie zaintrygowani dziwną ciszą weszli do jej mieszkania i znaleźli martwą sąsiadkę w łóżku, a bałagan sugerował, że mogło dojść do napadu rabunkowego. Na miejscu zjawiła się natychmiastowo policja oraz władze śledcze z Ostrowa. Wstępne dochodzenie wykazało, że do zbrodni doszło poprzedniego wieczoru. Morderca wybił szybę w oknie kuchennym, splądrował kuchnię i sąsiedni pokój. Gdy wszedł do sypialni mieszkanka zaczęła wzywać pomocy, jednak zbrodniarz uderzył ją tępym narzędziem, a następnie udusił. Sprawca splądrował szafki i uciekł. Kobieta uchodziła za domokrążną handlarkę, która miała w domu ukrywać oszczędności.

Sprawców ujęto w... Wadowicach

Na finał sprawy nie trzeba było długo czekać. Już 4 stycznia 1936 r. czteroosobowy patrol Policji Państwowej w Wadowicach podczas rutynowego patrolu na Alei Legionów spotkał dwóch mężczyzn, którzy wydawali im się podejrzani. Mężczyźni nie zareagowali na wezwanie funkcjonariuszy i zaczęli strzelać. Funkcjonariusze odpowiedzieli ogniem i obaj mężczyźni zostali ranni. Okazało się, że osoby te to Szimche (Szaja Majer) Markowicz z powiatu wieluńskiego oraz Marian Białkowski z Poznania. Zarekwirowano dwie sztuki broni oraz 41 sztuk amunicji. Obrażenia Białkowskiego okazały lekkie, natomiast Markowicz zmarł wieczorem następnego dnia w wadowickim szpitalu. Podczas wstępnego przesłuchania zarówno Markowicz, jak i Białkowski przyznali się do zabójstwa w Krotoszynie. Białkowskiego i aresztowaną również Weintraubównę przewieziono do aresztu do Radomia.

Co ciekawe, policja już na nich polowała. Po morderstwie w Krotoszynie natrafiono na Feliksa Barolczaka, który ujawnił nazwiska obu morderców. Rozesłano więc telefonogramy z dokładnym rysopisem morderców do wszystkich jednostek policji w Polsce, dlatego funkcjonariusze z Wadowic wiedzieli, kogo szukać i za co zatrzymać.

Wyrok mógł być tylko jeden...

Chaina (Chańcza) Weintraubówna była kochanką Markowicza i miała udział w tej całej zbrodni. Ponadto w trakcie śledztwa aresztowano kilkunastokrotnego poznańskiego recydywistę Antoniego Żubera, którego zeznania pozostawały w tajemnicy przed opinią publiczną. Pojawił się też trop rzekomego trzeciego morderstwa, którego nie było.

21 lutego 1936 r. do Krotoszyna z Ostrowa przybyli sędzia Chyliński i prokurator Damm, którzy przeprowadzili wizję lokalną. Marian Białkowski przyznał się do zabójstwa Gapików, jednakże zaznaczył, że został przymuszony przez Markowicza. przybliżył on też sceny z owej nocy. Jako inicjatora akcji wskazał Feliksa Karolczaka.

Rozprawa ws. zabójstwa Elżbiety i Bolesława Gapików w Krotoszynie oraz Dory Malinowskiej w Pleszewie odbyła się 8 lipca 1936 r. przed Sądem Okręgowym w Ostrowie. Na ławie zasiedli wówczas: Marian Białkowski z Poznania, Feliks Karolczak z Krotoszyna, Chaina Weintraubówna z Radomia oraz Nusen Rapaport (Nysyn Rappapot) z Łodzi. Białkowskiego oskarżono o zabójstwo Gapików i Malinowskiej, próbę zabójstwa posterunkowego PP Franciszka Lipowskiego z Wadowic i przyjmowanie pieniędzy w listopadzie i grudniu 1935 r. od Markiewicza, które zostały ukradzione jego bratu Jakubowi. Karolczak został oskarżony o udzielenie pomocy w zabójstwie Gapików - Białkowskiemu i Markowiczowi poprzez wskazanie ich, jako ludzi majętnych, współautorstwo planu i przejęcie pieniędzy po zamordowanych. Weintraubówna została oskarżona o ukrywanie pieniędzy i obligacji otrzymanych od Markiewicza w kwocie 9,5 tys. zł, a Rapaport o nakłanianie do zabójstwa Malinowskiej oraz Michała Gnatta.

Bezskuteczne było wniesienie mecenasa Grzesieckiego o zbadanie psychiatryczne swojego klienta Białkowskiego. Ten przyznał się do zabójstwa Elżbiety Gapik, w przeciwnym razie Markowicz strzeliłby do niego. Nie przyznał się do zabójstwa Bolesława Gapika, jak i Dory Malinowskiej, a także do strzelaniny z policjantami w Wadowicach. Feliks Karolczak zaprzeczył, jakoby był współautorem planu, choć przyznał się do wskazania ich, jako zamożnego celu. Chaina Weintraubówna składała zeznania bardzo chaotyczne w „groźnych dla niej momentach”, ponadto twierdziła, że niczego nie pamięta. Z kolei Nusyn Rapaport nie przyznał się do winy.

Prokuratura wniosła o karę śmierci i utratę praw obywatelskich i honorowych dla Białkowskiego za trzy morderstwa, długoletnie więzienia dla Karolczaka i Rapaporta oraz ze względu na wiek - dom poprawczy dla Weintraubówny. 9 lipca 1936 r. wydano wyrok. Białkowskiego skazano na karę śmierci oraz utratę praw obywatelskich i honorowych za zabójstwo Gapików, natomiast uniewinniono go za zabójstwo Malinowskiej. Karolczak został skazany na 10 lat więzienia, Weintraubównę skazano na 3 lata z zawieszeniem wykonania kary na kolejne 3 lata w zakładzie poprawczym, a Rapaporta uniewinniono.

Trójka osądzonych wniosła o zbadanie psychiatryczne, lecz dwóch poznańskich profesorów uznało ich za zupełnie normalnych, a ponowna rozprawa w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu 31 grudnia 1936 r. nie zmieniła wyroku sądu ostrowskiego.

Ministerstwo Sprawiedliwości wystąpiło do Prezydenta RP Ignacego Mościckiego o prawo łaski, a ten 3 lutego 1937 r. odmówił prawa z jego skorzystania. 26 lutego 1937 r. Białkowskiego odwiedził kapelan więzienny Zbigniew Spachacz, który poinformował, że skazany „pojednał się z Bogiem", przyjął komunię i wyspowiadał się. Tego też dnia odwiedziła go również siostra. Skazańca nie odwiedził jednak ojciec, który był przez mordercę długo wyczekiwany.

27 lutego 1937 r. na podwórze więzienia u zbiegu ulic Babińskiego i Młyńskiej w Poznaniu wyprowadzono Mariana Białkowskiego. Poprosił on tylko o papierosa i kawę z ciastkiem. W ostatniej drodze towarzyszył mu wspomniany kapelan. Przed godz. 23:00 został zaprowadzony na miejsce stracenia. Wiceprokurator Sądu Okręgowego w Poznaniu dr Michna odczytał wyrok sądowy i decyzję odmowną Prezydenta RP. Po odmówieniu modlitwy trafił w ręce kata Brauna i jego pomocnika. Był bardzo spokojny. Wkrótce zawisł na szubienicy. Po niespełna dwóch minutach lekarz więzienny stwierdził zgon. Zwłoki straconego włożono do uprzednio przygotowanej trumny i przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej. Tak skończył drugi z morderców trzech osób.

Plan zbrodni niemal idealny

Dopiero przy rozprawie sądowej pojawiają się pewne nazwiska, których wcześniej nie było. Dokładna analiza pozwoliła ustalić cała historię. Marian Białkowski, Feliks Karolczak i Szimche Markowicz poznali się w zakładzie karnym we Wronkach. Markowicz wyszedł z więzienia jesienią po 15 latach odbywania kary. Do więzienia trafił w 1920 r., gdy bolszewicy nacierali na Warszawę, a zakład opuszczał pół roku po śmierci marszałka Piłsudskiego, gdy z zachodu nadchodziło zagrożenie niemieckie. Po wyjściu z więzienia udał się do Częstochowy, gdzie mieszkał jego brat Jakub Markowicz. Ukradł mu on 6 tys. zł i zbiegł do Łodzi. Tam poznał Chainę Wintraubównę. On miał wówczas ok. 50 lat, ona zaledwie 17. Weintraubówna szybko została jego kochanką, okradła matkę i uciekła z domu. Zatrzymali się w Poznaniu, w żydowskim hotelu Himla przy ul. Wronieckiej. Spotkali tam Białkowskiego i rozpoczęli planować wspólny napad. Zaopatrzyli się w broń i postanowili wyjechać poza stolicę Wielkopolski, której za bardzo nie znali.

W listopadzie 1935 r. trafili do Jarocina, gdzie Markowicz podał się za handlarza bydła, a Białkowski za jego pomocnika. Tam spotkali Karolczaka, który wskazał im dom Gapików w Krotoszynie. Po zabójstwie w Krotoszynie w nocy z 19 na 20 grudnia 1935 r. udali się pieszo do Ostrowa, a stamtąd pociągiem do Poznania, gdzie spotkali Weintraubównę, która ukryła obligacje. Później ruszyli w podróż pociągiem do Warszawy, Ostrowa i Pleszewa. Tam mieli spotkać Nussena Rapaporta, służącego w stacjonującym tam 70. Pułku Piechoty Wielkopolskiej. Rapaport miał doprowadzić ich do Malinowskiej, a Białkowski ją zabić, choć obaj zostali od tych zarzutów uniewinnieni. Media jednak skutecznie przypisywały Białkowskiemu tę zbrodnię. Dokonać tego mógł Markowicz, albo napastnicy woleli zrzucić winę podczas rozprawy na nieżyjącego już kompana. Po dokonaniu morderstwa duet wybrał się pociągiem do Warszawy, a stamtąd przez Radom do Wadowic. W Radomiu Weintraubówna wysiadła z pociągu i została aresztowana. Morderczy duet miał w Wadowicach dokonać napadu na willę samotnego przemysłowca, do czego nie doszło.

Co było dalej?

Markowicz zginął w trakcie aresztowania, Białkowski został skazany na karę śmierci, którą wykonano. Nie udało się prześledzić losów Karolczaka, jak i Weintraubówny, jak i Rapaporta, choć ze względu na ich żydowskie pochodzenie, nie trudno przewidzieć, jaki los czekał ich w okresie okupacji niemieckiej. Nazwiska takich osób można odnaleźć jako więźniów łódzkiego getta, jednakże na brak szczegółowych danych trudno jest ich powiązać.

Elżbieta i Bolesław Gapikowie spoczęli w głównej alei cmentarza przy ul. Raszkowskiej w Krotoszynie. Dziś ta zwyczajna mogiła milczy o ich tragicznej historii...

od 7 lat
Wideo

Znaleziono ślady ptasiej grypy w Teksasie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto