Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Krzyżanowski h. Świnka: Konarzew to jest moje odkrycie [WYWIAD]

Łukasz Cichy
Łukasz Cichy
Rozmowa Z Andrzejem Krzyżanowskim z Krzyżanowa h. Świnka, potomkiem właścicieli dóbr Konarzewa.

Czy w Pana rodzinie dużo mówi się o Konarzewie?
- Nie. To jest moje odkrycie. Odkrycie dziesięcioletnich poszukiwań. Właśnie Henryk Krzyżanowski był w mojej gałęzi rodziny zapomniany. Sądziliśmy, że jesteśmy po jego bracie rodzonym. Wszyscy jesteśmy potomkami senatora Sejmu Wielkiego Michała. Niezwykle cieszę się, że tego Henryka odnalazłem, ale że okazał się też być osobą znaczącą w regionie i mądrą. Znaczącą pod względem nie majątku, ale umysłu.

Jest Pan potomkiem dwudziestu hetmanów. Jakie to uczucie?
- Miłe. Trzeba przyznać jednak i nie należy sobie wyobrażać, że na człowieka spływa jakiś wielki splendor, bo mógłby człowiek stanąć w błędzie, że to go czyni lepszym od innych. Wręcz przeciwnie. Jest to raczej zobowiązanie, żeby nie sprzeniewierzyć się takim wspaniałym treściom i takiej wspaniałej przeszłości. Jest to wplecione bardzo ściśle z historią Polski. W latach mojej młodości rozważałem emigrację. Mój ojciec mieszkał w Australii przez długie lata, a szalenie cieszę się, że się to nie udało. Nie wybrałem tego, bo jestem rodzinnie tak niezwykle spleciony z historią tego kraju, rozszarpywanego, zmienianego, rodzącego się, znikającego i pojawiającego się oraz z ludźmi, którzy naprawdę wielkich rzeczy dokonywali żeby on istniał.

Mówił Pan, że cała Pańska rodzina była ziemianami. Czy ktoś poza Henrykiem posiadał ziemie w powiecie krotoszyńskim?
- Nie. Właśnie nie. Trochę dalej, wcześniejsze pokolenia, także po kądzieli pochodzą z rejonów również części Wielkopolski. Moja rodzina pochodzi z Krzyżanowa k. Kościana. Senator pochodził z rejonu Pakosławia k. Rawicza, on tam zostawił pałac. Późniejsze majątki to piękny pałac k. Złoczewa, Choczów k. Wielunia, Prusinowice, już bardziej łódzkie, czy Przygarbów k. Sieradza. To wszystko majątki produkujące żywność. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że farmy, ale wtedy były to też ośrodki kultury.

Jest Pan pierwszy z rodziny, który od 600 lat urodził się poza Wielkopolską.
- Niedawno zdałem sobie sprawę z tego. Oczywiście bezpośrednim powodem jest oczywiście reforma rolna z 1944 r., gdzie wszystkich moich przodków, zarówno po mieczu, jak i po kądzieli, wyrzucono z domów w ciągu 24 godzin, po kilkuset latach mieszkania w tych domach. My znaleźliśmy się w innych miejscach. Mój ojciec wychowywał się po wojnie, po wyrzuceniu z majątku na tzw. „ziemiach odzyskanych”, czyli w Szklarskiej Porębie. Studia kończył we Wrocławiu. Poznał moją mamę, która była z Warszawy, osiedlili się w Warszawie. Traktuję to miejsce też jako „miejsce na ziemi”, które przypadkowo też założyli moi krewni, więc coś tam w rodzinie zostało.

Ile ziemi Pana przodkowie stracili w ramach tej reformy?
- Żeby to zobrazować liczyłem trochę w sposób przewrotny. W jakimś momencie występowaliśmy do sądu z próbą zwrotu obszarów leśnych i trzeba było to wycenić. Jestem specjalistą od nieruchomości i jak to zacząłem robić, czyli wziąłem wszystkie majątki po mieczu i po kądzieli, które mogły trafić - nie tylko w moje ręce, ale też moich sióstr - to wyszło na to, że jest to wartość 180 mln zł. To dopiero obrazuje, jak gigantyczna kradzież się dokonała. To czasami nawet nie w majestacie komunistycznego prawa. Moi pradziadkowie założyli na Podkarpaciu miejscowość uzdrowiskową Rymanów Zdrój. Tego nie mieli po wojnie prawa zabrać, bo to nie był ani majątek ziemski, ani fabryka, tylko był to kawałek uzdrowiska z kilkunastoma willami. To zostało zabrane bezprawnie, tego nam nie oddali, mimo że jesteśmy w procesie. To nie jest tak, że ja jakoś żyję w poczucie krzywdy, że zostałem okradziony. Wychowałem się w poczucie, że tego nie ma. Dzisiaj walczymy o to, bo jest to nasza powinność w stosunku do przodków, ale tak naprawdę nikt z nas już nie powróci do tych miejsc, bo nie wybierze życia ziemiańskiego, bo do tego się już nie da wrócić. Można to pielęgnować.

Ile udało się odzyskać?
- Odkupiliśmy, ale z dużą bonifikatą pałac rodziców mojej żony niedaleko Skierniewic. Moja żona już nie żyje, ale zdążyła wrócić do domu swoich rodziców. Ten dom, nie jest już w takim stanie. Nie ma majątku. Tj. ok. 750 metrów kwadratowych. Budynek ten był tylko eksploatowany, a nie był zaopatrywany. Trzeba tam wszystko zrobić, jakiś remont i podnieść go do dawnego stanu. Natomiast w dobrym stanie jest pałac mojej matki, która wychowała w Walewicach pod Łowiczem; w pałacu, który jest znany, ponieważ przebywała tam kiedyś kochanka Napoleona. Jest on dość pięknym przykładem klasycyzmu, wybudowanym przez architekta Hilarego Szpilowskiego w końcu XVIII w. Moi przodkowie kupili go nawet nie z rąk Walewskich, ale ich następców w 1853 r. Dodali tam piękny park, zresztą projektu Kronnenberga. I pałac, ze względu przez tę legendę napoleońską, jest w pięknym stanie. Miał szczęście do zarządców. Jest tam też stadnina koni, staw rybny. Jest tam prawie 200 hektarów samego lustra wody.

Mógłby Pan przybliżyć kilku najbardziej znanych Pańskich przodków?
- Chętnie. Oczywiście to są odlegli przodkowie. Jest jedna z osób występująca w naszym hymnie tzn. Stefan Czarnecki. Jest moim przodkiemprzez Działyńskich, przez moją praprababkę. Jej ojciec, Tytus Dzia-łyński przebudował, czy jest tym, który stworzył dzisiejszy wygląd Kórnika. Bardzo jestem dumny z tego senatora, kasztelana Michała Krzyżanowskiego, po którym został pałac pod Rawiczem. Tych przodków mógłbym mnożyć. Takim najbardziej odległym i najbardziej egzotycznym przodkiem jest król Władysław Jagiełło. Można się doszukać również takich ciekawostek. Ten król Jagiełło jest na kilka sposobów moim przodkiem, bo przez swojego syna króla Kazimierza Jagiellończyka i jego córkę. Takich ludzi, którzy mogą powiedzieć, że są potomkami króla Jagiełły czy króla Jagiellończyka jest w Polsce kilka ładnych tysięcy. A propo towarzyszenia. Stowarzyszenie Potomków Sejmu Wielkiego zrzesza potomków tych ludzi, którzy uchwalili Konstytucję 3 Maja i wszystkie te prawa związane z tą konstytucję.

W pałacu w Konarzewie znajduje się dzisiaj Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy. Jak Pan to ocenia?
- Szalenie się cieszę z tego, bo jest to bardzo piękne i godne z pewnością przeznaczenie tego miejsca jest bardzo dobre. Konarzew był moim miejscem rodzinnym. Po pewnym czasie rodziny przestały tam mieszkać. Ja oczywiście nie mam żadnych roszczeń co do przeznaczenia tego miejsca. Moi przodkowie zdążyli go sprzedać w 1902 r. po śmierci Henryka Krzyżanowskiego, mojego prapradziada. Moim zdaniem, pałac nie może mieć lepszego przeznaczenia jak właśnie dla dzieci, które mogą dzięki temu integrować się ze społecznością. To, że dla nich pałac stał się domem, że mają taką wspaniałą panią dyrektor świadczy tylko o tym, że mój przodek był wielkim człowiekiem. Ja sam odnoszę ogromną satysfakcję z tego, że w Konarzewie istnieje takie miejsce i wciąż służy dla dobra naszej społeczności.

__
Andrzej Duda przedstawił swoje projekty ustaw o SN i KRS

źródło: Agencja Informacyjna Polska Press

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto