Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Byłem 6 lat na Syberii - wspomnienia Czesława Herby [CZĘŚĆ DRUGA]

Czesław Herba
Czesław Herba
W  Drohobyczu po kilka rodzin zamieszkało u znajomych. Tak siedzieliśmy dwa tygodnie. „Wszystko zjedzone, pieniędzy nie ma, tylko się powiesić” – mówią niektórzy.

W tym czasie wojsko niemieckie się wycofuje i przyjeżdża „Krasnaja Armia”. Pytali, co tu się działo, frontu nie ma, a tylu ludzi zabitych, chaty popalone, co się dzieje. Rozkaz: „Wszyscy ludzie wracają na swoje siedziby, a wszelkie nieprawości zgłaszać do NKWD.”
Wróciliśmy do domu. W domu wszystko zrabowane, nawet płot został rozebrany. Została nam tylko ta krowa i para koni. Szczęście, że mały kopiec kartofli został, pewnie niedostrzeżony. Wspólnie z mamą deskami pozabijaliśmy okienne otwory, co było można robiliśmy, bo zbliżała się zima. Jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę losu. Kiedy Armia Czerwona weszła, Ukraińcy pozakładali czerwone opaski na rękawy jako „Ludowa Milicja” i pomoc dla władzy sowieckiej. Zostaliśmy ubezwłasnowolnie-ni. Przyszła zima. Niektórzy nie wrócili do swych domostw. Teraz Ukraińcy, już jako pomoc władzy, rabowali i robili wła-sny porządek.
10 lutego 1940 r., piąta ra-no, podjeżdżają pod każdego kolonistę sanie. Do domu wchodzi dwóch Ukraińców i jeden krasnoarmowiec: „Tu będzie front, musimy Was przewieźć w inny rejon. Brać, co się chce, trzydzieści minut na spakowanie!”. I pojechali. Po spakowaniu co się dało i zmie-ściło na saniach, mama zapłakana wzięła nas wszystkich czworo i powiedziała: „Kochane dzieci, może tu już nigdy więcej nie wrócimy, pocałujmy wszyscy próg naszego gniazda domowego”.
Każdy po kolei klęknął i czynił to, co mama pierwsza uczyniła. „Po co się wygłupiacie – mówi Ukrainiec- Przecież ta ziemia nasza”. Wyszliśmy, wsiedliśmy w sanie, mama gestem ręki pożegnała naszą siedzibę i odjechaliśmy w nieznane. Zawieźli nas na stację kolejową Rychcice, koło Drohobycza. Pełno narodu. Młodzi, dzieci, starsi, starzy, chorzy. Sodoma i Gomora. Jedni lamentują i płaczą, inni pomstują, kotłowanina. Stoi około pięćdziesiąt wagonów towarowych. Chodzą tak zwane trójki żołnierzy konwojentów. Jak się potem okazało, informują ludzi, żeby zajmować miejsca w wagonach, siedemdziesięciu ludzi do wagonu podwójnego i trzydziestu pięciu ludzi do pojedyńczego. Wagony muszą być do godziny siódmej wieczorem załadowane.
Nie wiemy dokąd chcą nas odtransportować. Czy do obozów niemieckich, czy do „raju” na wschód. W wagonach wbudowane są piętrowe prycze. Młodzież w górę, starzy w dół. Na środku wagonu stoi piecyk żelazny, obok dziura z wiekiem jako latryna. O godzinie siódmej wieczorem wszystkie wagony zostały od zewnątrz zamknięte, konwój dał sygnał maszyniście i ESZA-ŁON – TRANSPORT ruszył. Pociąg pędził prawie całą noc, nikt prawie nie spał w naszym wagonie. O godzinie dziesiątej rano pociąg się zatrzymał. Przez małe szparki ktoś odczytał „Kijów”. Jechał z nami w wagonie były senator Manteres (Stanisław Manterys, który nigdy z Syberii nie wrócił - red.). Pocieszał on ludzi, że jadąc na wschód, jedziemy jak do ojczyzny. On miał lewicowe poglądy i wierzył w ideę rewolucji socjalistycznej. „Gdybyśmy” – powiedział – „jechali na zachód, to murowane do niemieckich obozów pracy. W kraju Rad jest szacunek do ludu pracy i chwała, że tam jedziemy” nie spodziewał się biedak, co go w tym kraju spotka. Co trzy dni pociąg zatrzymywał się na wyznaczonej stacji, wskazani ludzie szli pod konwojem po odbiór wody, chle-ba, krupy – kaszy. Wyrzucano trupy, jeżeli ktoś umarł w pociągu. Po jednej – trzech godzinach wagon zamknięty i do przodu. Ktoś zauważył, że dość dbają o nas byśmy nie uciekli. W Iszymie wyładowali część transportu. Reszta ruszyła w dalszą drogę.
W tej drodze przez Mekę, w wagonach konali ludzie i rodziły się dzieci, jęczeli chorzy, modlili się i klękali przez cały miesiąc. Potem trzy dni transport samochodami towarowymi i na koniec podwoda-mi – saniami siedem dni, bo tajga ma drogi leśne. Siódmego dnia pod wieczór dotarliśmy do miejsca przeznaczenia. Do miejsca, jakiego nikt się nie spodziewał, że część z nas tu na wieki zostanie, a część dożyje opuszczenia tej nieludzkiej ziemi. Mówiono nam, że to na jakiś czas, bo będzie front. Przysłowie mówi, że: „Człowiek człowiekowi wilkiem. Stoi”. Modlimy się i podrzynamy sobie gardła w imię ideałów, których nie ma.
Już za tydzień kolejna część ciekawej historii...

TUTAJ PIERWSZA CZĘŚĆ
https://krotoszyn.naszemiasto.pl/bylem-6-lat-na-syberii-1-wspomnienia-czeslawa-herby/ar/c1-4455918

źródło: gloswielkopolski.pl/x-news.pl.

center>

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto