Pani Gertruda wielokrotnie powtarzała, że nie może uwierzyć, że skończyła 100 lat. Mimo długiego wieku, czuje się dobrze i chętnie z nami rozmawiała.
W domu rozmawialiśmy tylko po niemiecku
Pani Gertruda urodziła się dokładnie 26 listopada 1923 r., jako najmłodsza z ośmioro dzieci Wilhelma Potiansa i Marii z d. Trame. Ojciec był Francuzem, a matka Niemką. Jej rodzice jeszcze w czasach pruskich zamieszkali we wsi Pieruszyce w gminie Czempiń w powiecie pleszewskim, gdzie na świat przyszła pani Gertruda.
- Dziadek kupił ojcu i wujkowi ziemię w Pieruszycach i tam się wybudowali - powiedziała nam pani Gertruda.
Rodzina Potiansów mieszkała nadal w Pieruszycach, mimo powstania Polski. To właśnie w Pieruszycach pani Gertruda chodziła do szkoły powszechnej.
- W domu rozmawialiśmy po niemiecku, nie po francusku. Jak zaczęłam chodzić do szkoły to jeszcze nic nie umiałam po polsku. Dopiero zaczęłam w szkole polski język poznawać. Mama nie umiała wcale po polsku. Rodzice w ogóle nie rozmawiali po polsku. Z innymi Polakami porozumiewali się tylko po niemiecku - wspominała solenizantka.
Okres wojenny to był przykry czas
- Okres wojenny to był przykry czas dla ludzi. Myśmy zostali na swoim, ale ilu obok sąsiadów Polaków wywłaszczyli? To była dla nas tragedia. Był to okrutny i nieprzyjemny czas dla wszystkich. To było smutne. Pamiętam, jak przyszedł do nas do pracy Jędrzejczak, bo jemu zabrali całe gospodarstwo i nie miał gdzie iść. Przyszedł do nas i u nas pracował - mówiła solenizantka.
Rodzice zostali sklasyfikowani jako Niemcy, w trakcie wojny nie spotkało ich niebezpieczeństwo, ale po wojnie zostali wywiezieni do Niemiec.
- Ruscy czołgami wjechali przez Pieruszyce i skończyło się wszystko. Młode dziewczyny to gwałcili, a ja zdążyłem zwiać. Bo ile ja miałam lat? Ja uciekłam. Ten Jędrzejczak, który u nas pracował mówił "to jest moja żona", żeby dali mi spokój. Potem w godzinie musieliśmy być ubrani. Przyjechał wóz towarowy z dwoma końmi i wywieźli nas do Żegocina. Tam był majątek i tam było dużo ludzi do pracy. Nam tam dali mieszkanie, ale ile było osób razem w jednym? I tam musieliśmy krowy doić, bo nie było jeszcze prądu. Wszystko ręcznie - dodała solenizantka.
W drodze do Niemiec zmarła mama pani Gertrudy, a z ojcem do końca życia pozostawał tylko kontakt listowny. Rodziców ostatni raz widziała zatem w 1945 r. Matka naszej bohaterki zmarła w Choziebużu (niem. Cottbus), a ojciec trafił blisko Dorthmundu. Razem z rodzeństwem została w Polsce, a w 1945 r. zaczęła pracę w Pleszewie.
- Pracowałam u jakiegoś rymarza, który miał piątkę dzieci. I ta żona była sama, także mnie potrzebowała do pomocy - dodała pani Gertruda.
Najstarszy brat uczył się w szkole policyjnej i w 1939 r. wziął udział w kampanii wrześniowej w Wojsku Polskim, resztę braci wcielili przymusowo do Wehrmachtu, z czego jeden zginął w 1941 r. w walce z sowietami.
- Jego koledzy dali znać, że dostał "kopfschutz", czyli postrzał w głowę. Był zabity na miejscu. Miał 21 lat, a przystojny był chłopak, matko... - wspominała pani Gertruda/
Dwóch pozostałych braci - August i Karol przeżyli/ Jeden trafił po wojnie do Niemiec, a drugi do Włoch. Dwie siostry również trafiły do Niemiec, a trzecia siostra zamieszkała w Krotoszynie przy ul. Raszkowskiej. Z całego licznego rodzeństwa pozostała dziś tylko pani Gertruda.
Ponad 75 lat przyszła do Krotoszyna
- W 1947 r. siostra pracowała w hotelu i wystarała się, że ja do Krotoszyna przywędrowałam. I pracowałam u Gogolewskich, jako pomoc. Bo jak człowiek nie ma wyższego wykształcenia, to gdzie iść do pracy bez zawodu? Takie były czasy. W gospodarstwie było sporo pracy, także nie musiałam mieć zawodu. W Krotoszynie pracowałam u Gogolewskich. W 1952 r. wyszłam za syna Gogolewskich. On jeszcze studiował stomatologię. Pracował jako dentysta. Córka urodziła się w 1953 r., a syn w 1957 r. - wspomniała pani Gertruda.
Z Józefem Gogolewskim pani Gertruda doczekała się 2 dzieci, 4 wnuków i 5 prawnuków. W 1991 r. zmarł pierwszy mąż pani Gertrudy. Później wyszła ona za mąż za Alberta Goerkego.
- Drugiego męża poznałam przez kuzynkę kuzyna. Ślub kościelny mieliśmy w Bawarii - mówiła solenizantka.
Z drugim mężem pani Gertruda mieszkała przez 20 lat w Lüdinghausen w Nadreni Północnej-Westfalii, a później, po jego śmierci wróciła do Krotoszyna.
- Mam pecha, bo pochowałam dwóch mężów - dodała pani Gertruda.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?