Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

INFORMACJE KROTOSZYNSKIE - Wożą umierających do Koźmina

Janusz Jaros
Personel szpitala tłumaczy, że z braku kontaktu nie zawsze można powiadomić bliskich o przewozie chorego
Personel szpitala tłumaczy, że z braku kontaktu nie zawsze można powiadomić bliskich o przewozie chorego fot. archwium
Rodziny niektórych zmarłych pacjentów skarżą się, że ich bliscy byli przewożeni ze szpitala w Krotoszynie do szpitala w Koźminie Wielkopolskim. Dramatyczne informacje napływają ze szpitala także od gości, odwiedzających innych pacjentów, leżących na sali z umierającymi.

Starszy mieszkaniec Krotoszyna przeżył podwójny szok. Dowiedział się, że jego żona zmarła w szpitalu w Koźminie. Był zdruzgotany wiadomością o śmierci, ale także zaskoczony jakim cudem żona, która również jest mieszkanką Krotoszyna i leżała w szpitalu w Krotoszynie, nagle znalazła się w Koźminie?! Podkreślał, że żonę leczono w Krotoszynie, gdzie ją odwiedzał. – Jakim prawem bez mojej wiedzy zawieźliście żonę do Koźmina? – pytał lekarzy.

Domagał się by żonę przywieziono mu z powrotem do Krotoszyna. – Trzeba odebrać zwłoki stamtąd gdzie pacjent umarł. Szpital nie zajmuje się przewożeniem zwłok, to robi firma pogrzebowa – usłyszał. Dowiedział się, że do odbioru zwłok firmie pogrzebowej potrzebny będzie akt zgonu, po który musi on pojechać do Koźmina, bo tam zmarła jego żona.

Z mężem zmarłej pacjentki rozmawiał doktor Tadeusz Hadas, który kieruje filią szpitala powiatowego w Koźminie, ale formalnie jest zastępca ordynatora oddziału wewnętrznego szpitala powiatowego w Krotoszynie. – Ten pan u mnie był – mówi. – Tłumaczyłem, że muszę przyjąć pacjenta, jak mi przywiozą i staram się jakoś mu pomóc. Mówiłem, że jak jego żonę do nas wieźli, to powinni jego wcześniej powiadomić. Niestety nie zrobili tego. Na transporty z Krotoszyna nie mam wypływu.
Doktor Hadas pytany czy często dochodzi do przerzucania umierających pacjentów z Krotoszyna do Koźmina, odpowiada: – Jest taki obyczaj pracowników Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Oni powinni się pytać chorych czy chcą jechać, ale najczęściej się ich nie pytają, tylko wkładają w karetkę i przywożą do nas. Zdarza się później, że mamy potem interwencje rodziny, która mówi, że gdyby o tym wiedzieli, to by na przewóz się nie zgodzili. Ale ja nie mam na to wpływu.
– Czasami jest tak, że nie mamy kontaktu do rodziny – tłumaczą pielęgniarki ze szpitala.

Paweł Jakubek, dyrektor szpitala powiatowego w Krotoszynie podkreśla, że „w Koźminie jest ten sam szpital”. – To jest nasz szpital cały czas: pododdział zamiejscowy oddziału wewnętrznego szpitala w Krotoszynie. Może ten pan nie słuchał co się do niego mówi. To co zostawił żonę, odwrócił się i poszedł? Jak jest rodzina, to wie co się dzieje z ich bliskim – mówi.

Przyznaje, że choć mężczyźnie odmówiono przewiezienia z powrotem zmarłej żony, to niekiedy, na żądanie rodziny, zwłoki z Koźmina są przywożone do Krotoszyna na koszt szpitala. – Nie mamy możliwości przewożenia zwłok. Musimy wtedy płacić przewoźnikowi za transport zwłok. Ale z żadnym zakładem nie mamy umowy. Zakład wybiera rodzina – zapewnia.

Nasza informatorka ze szpitala w Koźminie twierdzi, że przywożenie zmarłych lub umierających z Krotoszyna to celowe działanie. – Chodzi o to by nie psuć statystyk w Kroto-szynie. W ten sposób sztuczne zaniżają statystyki umieralności w szpitalu w Krotoszynie, kosztem filii w Koźminie – mówi.

– Nie wiem czy tak jest. Nie będę się wypowiadał – mówi dr Hadas. – Staramy się dobrze pracować, ale jak nam przywiozą takie osoby, którym nie możemy już pomoc, to co mamy zrobić? Nie będziemy odsyłać, bo dopiero by było źle. Niepotrzebnie ich nam przywożą, bo jak widać, że za godzinę czy dwie pacjent umrze, to po co nam w ogóle przywozić? Rodziny mają potem kłopot, bo to jest dalej i koszt transportu zwłok większy.

Doktor Hadas zapewnia, że w Koźminie nie ma wysokiej umieralności. – Kiedyś była, kiedy mieliśmy oddział dla przewlekle chorych. Teraz nie ma u nas takiego oddziału. Jest pododdział chorób wewnętrznych, na którym możemy trzymać chorych do 14 dni. Kiedyś mogli leżeć miesiąc albo dłużej – mówi dr Hadas.
Ze statystyk wynika, że śmiertelność na oddziale wewnętrznym szpitala powiatowego w Krotoszynie rośnie: z 3,5 proc. w 2009 roku do 5,1 proc. w pierwszym półroczu 2010 roku. Gwałtowny, dwukrotny wzrost odnotowano na pododdziale w Koźminie: z 4,4 proc. w 2009 roku, do 8,7 proc. w pierwszym półroczu 2010 roku. W Krotoszynie z kolei jest odwrotnie: śmiertelność spada. Jednak na korzyść Koźmina przemawia to, że pacjenci przebywają tam średnio dwa razy dłużej, niż w Krotoszynie.

Dyrektor Jakubek przyznaje, że „pobyt w szpitalu głównym trwa niezmiernie krótko”. – W Krotoszynie są łóżka ostre. Mamy tu więcej urządzeń i możliwość leczenia. W Koźminie jest natomiast pododdział opieki średnioterminowej. Leżą tam osoby, które wymagają opieki a priori dłuższej niż 3-5 dni – twierdzi.
Czy do Koźmina zawożeni są pacjenci w ciężkim stanie, którym nie można już pomóc? – Nie dzielimy na lżejsze lub cięższe. Jeśli są kategorie pacjentów, których nie możemy położyć w Krotoszynie, bo nie ma już miejsc, to kładziemy ich w Koźminie, bo tam np. są miejsca – odpowiada Paweł Jakubek.

Nasz informator twierdzi, że przerzucanie zmarłych do Koź-mina może służyć nie tylko poprawianiu wizerunku kolegów i koleżanek z Krotoszyna, ale także może być pretekstem do zamknięcia filii w Koźminie. Dyrektor Jakubek odrzuca te zarzuty. – Na przełomie ubiegłego i tego roku zainwestowaliśmy w główny budynek w Koźminie 600 tys. zł. Powstał tam duży nowy oddział rehabilitacji neurologiczny – mówi.

Mieszkanka Krotoszyna, która przyszła do miejscowego szpitala w odwiedziny do babci była wstrząśnięta słysząc rozpacz starszej pacjentki, która leżała w tej samej sali. – Nikt do niej nie przychodził. Ona była nieuleczalnie chora, w ciężkim stanie. Prosiła lekarzy, żeby jej nie zawozili do Koźmina. „Ja nie chcę do tej umieralni”, błagała. To był wstrząsający widok. Następnego dnia nie było jej już na sali u babcią. Nie wiemy co się z nią stało – mówi krotoszynianka.
Dyrektor Jakubek uważa za krzywdząca opinię, że Koźmin to „umieralnia”. – To opinia niczym nie usprawiedliwiona – mówi. – Przez ostatnich 20 lat w Koźminie funkcjonował oddział dla przewlekle chorych, gdzie realizowano opiekę długoterminową, paliatywną. Byli wiekowi, nieuleczalni chorzy. Utrwalił się więc stereotyp , że większość nie wychodzi stamtąd zdrowa. NFZ nie finansuje już opieki długoterminowej w szpitalach.

Dyrektor Jakubek twierdzi, że pacjenci w opiece terminalnej nie powinni w ogóle znaleźć się w szpitalu. – Taki pacjent powinien mieć prawo umrzeć wśród swoich bliskich, w domu, a nie w szpitalu. Jednak z polskiej tradycji wyszło umieranie w domu. Co roku kilkaset osób w powiecie musi umrzeć. To nieuniknione. Prawie wszyscy, którzy umierają trafiają do szpitala. Nawet z hospicjum przywożą umierających do szpitala - mówi.

Dyr. Jakubek zapewnia, że robi wszystko aby odwrócić stereotypy na temat szpitala w Koźminie. – Mam nadzieję, że teraz utrwali się nowy stereotyp: że w Koźminie jest nowoczesny oddział rehabilitacji neurologicznej – mówi.

O skomentowanie transportowania zmarłych i umierających bez zgody rodziny, zwróciliśmy się do centrali NFZ. – To niepokojące informacje, które będziemy musieli sprawdzić – zapowiada Magdalena Stawar-ska, rzecznik Funduszu.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto