Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Byłem 6 lat na Syberii (1) - wspomnienia Czesława Herby

Czesław Herba
Czesław Herba razem z rodziną i innymi uciekał przed Ukraińcami 
do Drochobycza (rok 1939)
Czesław Herba razem z rodziną i innymi uciekał przed Ukraińcami do Drochobycza (rok 1939) arch. Czesława Herby
Publikujemy pierwszą część wspomnień Sybiraka, Czesława Herby z Krotoszyna (ur. 1929 r.). Poznajcie jego dzieje.

We wrześniu 1939 roku ojciec poszedł z pierwszej mobilizacji na wojnę. Miał wówczas trzydzieści sześć lat. Zostaliśmy na gospodarstwie rolnym, piętnaście hektarów, Dołhe koło Drohobycza. Mama miała trzydzieści lat, ja Czesław dziesięć lat, osiem Stasiu, pięć lat Jańcia i trzy Adaś. Ojciec kupił to pole w 1935 roku. Podbudował dom, stajnię, oborę i stodołę. Ogrodził wszystko, posadził sad. Wokół sadu posadził żywopłot i poszedł na wojnę. Inwentarz to dwa konie, cztery krowy, trzydzieści świń, kury, gęsi, pies Pikuś i kot Maciuś.

W październiku 1939 roku mieliśmy wykopki kartofli. Na nasze wschodnie tereny Polski uciekała z zachodu przed Nie-mcami młodzież polska oraz inni. Do naszego domu przybyło dwadzieścioro młodych uciekinierów. Nocowali i pomagali kopać ziemniaki. Na trzeci dzień wieczorem niechcący usłyszałem przez płot rozmo-wę między młodymi Ukraińcami. Brzmiały one tak: „Dzisiejszej nocy w tej stodole będzie piękny gulasz.” Chodziło na pewno o zabójstwo tych uciekinierów. Opowiedziałem o tym mamie. Mama natychmiast wszystkim wytłumaczy-ła, że nasilają się napady i morderstwa młodych nacjonalistów ukraińskich.

O godzinie jedenastej w nocy cała ta grupa poszła do lasu w stronę miasta Stryj. Nie wiadomo, czy ci ludzie przeżyli. Mogli być obserwowani i w odpowiednim czasie zlikwidowani. Były wypadki, że pojedynczy żołnierz na przełaj szedł z rozbitego polskiego frontu do domu, jeżeli nie miał broni, to ukraińskie podrostki takiego zamordowali. Tej nocy, w którą odeszli młodzi ludzie, do nas na nocleg przyszła sąsiadka, wdowa z dziećmi.

O godzinie czwartej nad ranem usłyszałem huk przewracającej się bramy. Za kilka minut zostały rozbite szyby w oknach i wyważone drzwi. Wyskoczyliśmy wszyscy na środek izby i zaraz przez okna i drzwi banda Ukraińców wtargnęła do mieszkania. Rozwalili szafę i maszynę do szycia. „Gdzie jest broń i ojciec?”- pytali. Mama z Adasiem na rękach skryła się za komin w sieni, weszła na skrzynię, która tam stała. Wszyscy płaczemy i jesteśmy w szoku. W pewnej chwili jeden Ukrainiec krzyczy do drugiego, żeby mu latarką poświecił, biegnę tam też. Patrzę, mama w koszuli stoi na tej skrzyni. Jeden z Ukraińców trzyma widły i ma zamiar tymi widłami zdjąć mamę z Adasiem ze skrzyni. Zobaczyła to sąsiadka, która nocowała u nas. Uklękła przed tym z widłami z krzykiem, płaczem i modlitwą w języku ukraińskim, który znała, błagała jak umiała tych dwóch bandytów i odwiodła ich od tego zamiaru. Opuścił widły i powiedział: „Wynocha wszyscy, bo to będzie spalone.”

I poszli do następnego sąsiada Chorzępy. Każdy z nas wziął coś na głowę, owinął się, bo było zimno. Uciekliśmy do potoku opodal naszych domów. W krzakach przykucnęliśmy i tak do rana siedzieliśmy. „Co z nami będzie”- myślał każdy. Kiedy się rozwidniało, poszedłem zobaczyć czy spalili nasze domostwo. Cała okolica zasnuta była dymem i zapachem smażonego mięsa. Nasz dom był cały. Pobiegłem do mamy i reszty i powiedziałem, ze dom stoi niespalony. Wszyscy ruszyli do domu, a ja pobiegłem do sąsiada Chorzępy. Było ich trzech braci, siostra i matka.

Dwóch było na wojnie, a dziewiętnastolatek Józek na śpiku nożami został podziurawiony i powieszony w stajni na belce. Kiedy to zobaczyłem, paraliż we mnie wstąpił, nie mogłem się ruszyć przez kilka minut. Nasz sąsiad, strzelec Józek, wisiał na belce w stajni zamordowany w haniebny sposób. Pobiegłem do domu zdruzgotany tym widokiem. W dzień dowiedzieliśmy się, że następny kolonista myślał, że to napad złodziei i zaczął strzelać. Bandyci ukraińscy podpalili jego dom i tak doglądali pogorzeliska, by ludzie ze środka nie mogli się wydostać. Potem po katach znaleziono spalone ciała.

W południe przyszła wiadomość od Ukraińców, że wszyscy koloniści mają natychmiast opuścić swoje domy, po prostu wynieść się stąd. Zaprzągłem z mamą konie do wozu, wzięliśmy jedną krowę za wozem uwiązaną, dzieżę z rozczynem na chleb, pościel, ubrania, kilkanaście kur do worków i cała kolonia udała się do miasta Drohobycz. Dodać trzeba, że w tym czasie było bezkrólewie na wsiach i całej okolicy. Wojsko niemieckie było już w Drohobyczu, ale Ukraińcy podobno dostali wolną rękę od Niemców na jakiś czas, by rozliczyć się z polskimi panami - jak mówili.

Ciąg dalszy nastąpi...

+++

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto