Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Baranki, owieczki... nie tylko wielkanocne

Małgorzata Krupa
Małgorzata Krupa
Blandyna i Leopold Krakowscy z Biadek od czterdziestu lat hodują owce. Ich jagnięcina trafia również na wielkanocne stoły - we Włoszech

Im bliżej Wielkanocy, tym częściej mówi się o jajkach, kurczaczkach, królikach i prezentach przynoszonych przez zajączka. Najważniejszym symbolem wiosennych świąt - o czym czasem zdajemy się zapominać - jest baranek. To liturgiczny symbol męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
W wielu kulturach od tysięcy lat żywy baranek był zwierzęciem ofiarnym. Uważany za symbol prostoty, niewinności, łagodności i cierpliwości (znosi w milczeniu strzyżenie i uśmiercanie), pełnił funkcję mediatora między światem ludzi i strefą sacrum.
Niegdyś zwierzęta te hodowano powszechnie w wielu zakątkach świata, również w Polsce. Teraz coraz rzadziej można spotkać w naszych okolicach hodowlę tego gatunku. W powiecie krotoszyńskim zarejestrowane są jedynie trzy stada owiec - w tym jedno w Biadkach. Od czterdziestu lat owce hodują tu państwo Blandyna i Leopold Krakowscy, obecnie wraz synem Dominikiem. Biadkowskie stado jest prawdopodobnie najstarszym w Wielkopolsce.
- Kiedyś jako młody rolnik wyczytałem w gazecie, że hodowla owiec jest bardzo dochodową sprawą. Mówiło się wówczas "Kto ma owce, ten ma co chce". I to była prawda. Wełna była wówczas droga, więc owce opłacało się hodować - opowiada Leopold Krakowski. - Kupiłem dziesięć owiec i jednego tryka. Od tego się zaczęło.
Stado się powiększało, w najlepszym okresie liczyło osiemdziesiąt matek i kilka tryków. Jeden przypadał na 25-30 samic.
- Mieliśmy wówczas tylko owce, z tego utrzymywała się cała rodzina i jeszcze dom budowaliśmy. Dobrze nam się żyło - dodaje Blandyna Krakowska.
Młode jagnięta sprzedawane były do dalszej hodowli, wełna wysyłana była głównie na Wschód. W Związku Radzieckim z polskiej wełny robione były wojskowe mundury. U nas babcie nosiły wyłącznie wełniane swetry, spódnice, skarpety i chusty.
Przyszedł jednak gorszy czas. Wełna zaczęła tracić na wartości, jagniąt nikt nie chciał kupować, coraz więcej hodowców likwidowało swoje stada. To w Biadkach przetrwało. Jednak aby mieć się z czego utrzymać, Krakowscy rozpoczęli hodowlę trzody chlewnej.
- Ceny były wtedy takie, że ze sprzedaży wełny ledwie na opłacenie strzygaczy starczało - mówi kobieta.
Owce trzeba strzyc raz do roku. Tego wymaga higiena. Przez zimę owce znajdują się w owczarni, latem cały czas mogą przebywać na świeżym powietrzu. Trzeba mieć je gdzie wypasać, do tego potrzebne są łąki, stary sad. Zbyt młode drzewka od razu byłyby poobgryzane.
- Trawy mają pod dostatkiem, czasem jabłko sobie zjedzą. Mamy też własną słomę, siano, kiszonkę i wysłodki z cukrowni. Paszy nie musimy kupować.
Zdaniem państwa Krakowskich - praca przy stadzie nie jest ciężka, ale trzeba to lubić. Przy stadzie tej wielkości (obecnie liczy 120 matek) spokojnie da sobie radę jedna osoba. Teraz zajmuje się nim Dominik Krakowski, rodzice mu pomagają - ojciec w owczarni, matka w robocie papierkowej. A jest tej teraz co nie miara. Według unijnego prawa owce muszą być kolczykowane i czipowane. Wszystkie dane muszą znaleźć się w Regionalnym Związku Hodowców Owiec i Kóz w Poznaniu oraz w Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa w Krotoszynie. Owce muszą być odrobaczane, owczarnia dezynfekowana. Hodowca musi pilnować też czystości krwi. Stado dzielone jest bowiem na grupy (tzw. stanówki), każdej przewodzi jeden tryk. Co jakiś czas sprawdzana jest zgodność krwi między matkami, trykiem a jagniętami w danej grupie. Gdy procent niezgodności jest większy niż dopuszczalny - odbierane są dopłaty. Bo do tego gatunku owcy - merynos polski - państwo dopłaca.
Obecnie hodowla owiec znów jest opłacalna. Młode trafiają głównie na… włoskie stoły. Tam jagnięcina jest w cenie - zwłaszcza przed świętami bożonarodzeniowymi i wielkanocnymi.
- Tutaj również mamy stałych odbiorców, ale nie każdy może sobie na to pozwolić, bo mięso jagnięce jest drogie.
Wełna trafia w okolice Częstochowy. Tam jest prana i produkowane są z niej kołdry, koce, poduszki i inne podobne przedmioty.
- Prowadzimy właściwie handel wymienny. W zamian za naszą wełnę dostajemy właśnie wełnianą pościel, która potem trafia głównie do naszych znajomych.
Leopold Krakowski podkreśla, że wyroby z polskiego merynosa są o wiele lepsze, trwalsze i tańsze od sprzedawanych przez akwizytorów pościeli z merynosa australijskiego. Ale nasi producenci albo nie potrafią odpowiednio się zareklamować, albo też nasze społeczeństwo postępuje zgodnie z powiedzeniem "Cudze chwalicie, swego nie znacie".
- Owce to naprawdę bardzo wdzięczne zwierzęta. Spokojne. Nie kopią, nie bodą, nie brudzą. Żyją średnio po dziesięć lat, czasem nawet dwanaście. Na starość wypadają im zęby i jak nie dojedzą, to robią się takie chude i smutne. Jak człowiek. Tyle, że człowiek to sobie może przynajmniej protezę wstawić - mówi Leopold.
- To widać, że mąż kocha te nasze owce. I tylko dlatego nasze stado przetrwało te ciężkie lata - dodaje Blandyna.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto