Powodzeniem cieszą się choinki doniczkowe
Państwo Katarzyna i Arkadiusz Helińscy od 8 lat prowadzą swoją plantację choinek w okolicy Krotoszyna. Na temat choinek wiedzą prawie wszystko. - Mamy swoje pola i hodujemy własne choinki. Właściwie w tym roku nie potrzebowalibyśmy już reklam, bo klienci znają nasze choinki i wracają. Cieszą się powodzenie przede wszystkim choinki w doniczkach, ponieważ nie opadają igły. I o to klientom właściwie chodzi, żeby nie sypała się choinka. Podlewają ją i są bardzo zadowoleni. Bardzo dużo zdjęć otrzymuję od klientów, którzy tutaj ponownie wracają i też na maila, czy Facebooka. Choinki duże, choinki dwumetrowe, które wsadzali do ogrodu i które się przyjęły. Ja je oglądam. Mają państwo w ogrodach wsadzone. Tyle ile korzeń drzewa pozwoli zabrać taką doniczkę, tyle jest wykopane. I ta choinka się przyjmuje – powiedziała nam Katarzyna Helińska, właścicielka firmy.
Jodły kaukaskie, choinki serbskie, czy świerki srebrne?
Właścicielka firmy podkreśla, że hodując choinki trzeba wiedzieć o ich pielęgnacji, podlewaniu, a także podcinaniu. - Niektórzy tego nie rozumieją. Myślą, że trzeba wykopać wielką bryłę, bo choinka się nie przyjmie. Wiadomo, mniejsza choinka przyjmuje się o wiele lepiej. Jest zróżnicowanie. Jeden rok bardziej chcą choinki nasze, czyli serbskie, które są trudne w hodowli albo świerk srebrny. Jednak ogólnie, od około dwóch lat jest taka tradycja, która chyba przyszła z zachodu, mianowicie jodła kaukaska. Mamy, hodujemy, przywozimy systematycznie co dwa dni, świeżą, cięta. Nie przywozimy po 100 sztuk, żeby ona była nieświeża, ale np. padają pytanie o jodły w doniczce. Jodły się nie doniczkuje. Jodły się tylko ścina. Jodła ośmioletnia ma korzeń w kształcie marchewki i do tego potrzebna byłaby donica o średnicy dwóch metrów, ale tego nikt nie wykopie. Jodły się tylko tnie, więc jeżeli ktoś przychodzi i pyta o jodłę doniczkowaną, to jest po prostu kłamstwo. Ja mogę mu wsypać ziemię i wsadzić. To jest po prostu rzecz niemożliwa – dodała Katarzyna Helińska.
Ludzie chcą sobie ukoić to, że mamy pandemię
- Licząc się z epidemią w tym roku, nie nastawialiśmy się na sprzedaż tych choinek, bo nie wiedzieliśmy, jak to będzie. Mieliśmy w internecie sprzedaż od 6 grudnia. Choinki przyjechały 4 grudnia wieczorem, w sobotę, 5 grudnia pracowaliśmy, aż do 22:00. Był taki duży zakup choinek, że obawiałam się, że nie będziemy mieli czym handlować. Ludzie chyba chcą sobie ukoić to, że mamy pandemię. Choinek sprzedało się stanowczo więcej, niż w tamtych latach. Wyszliśmy jednak naprzeciw naszym klientom, którzy nas znają, wiedzą czego chcą, że mogą zadzwonić, z opłatą dowozimy wszędzie na terenie Krotoszyna, możemy podstawić pod furtkę i nie musimy się kontaktować. Osoby starsze sobie to ceniły. Najdalej mieliśmy Lutogniew, czy Kobylin, ale zdarzają się klienci z daleka. Plusem jednak jest to, że mamy to przy domu i można o każdej godzinie zadzwonić. Wczoraj był taki przypadek, że pan z Koła, kończąc pracę w Krotoszynie, żona zadzwoniła, że chce choinkę. Przyjechał do mnie po godz. 20:00. Zabierał do domu i był przeszczęśliwy, bo mówił, że każdy punkt pracował do 18:00 – dodała Katarzyna Helińska.
Woda, woda i jeszcze raz woda - to jest moja metoda
Klienci często obawiają się sypania się żywej choinki. Jeżeli jednak choinka jest świeżo przywieziona i nie stoi dłuższy czas, to powinna przetrwać kilka tygodni. - Ja każdemu powtarzam. Zawsze pytam, czy ktoś hoduje kwiatki na parapecie? Każda roślina potrzebuje wody. Jeżeli my przynosimy ją do domu, podlewamy i nie czekamy do momentu wyschnięcia, to ona pięknie nam się zachowuje w domu przez 5-6 tygodni, przez ten czas, kiedy ma przetrwać - dodała właścicielka. Kwestią przetrwania choinki jest przede wszystkim użytkowanie i pielęgnacja. - Dzisiaj mamy fajne warunki, ale jeżeli ktoś przynosi choinkę z dworu, gdzie jest -10 st. C do domu, gdzie jest ciepło, gdzie jest ogrzewanie podłogowe, postawi tę donicę na tej gorącej podłodze, w ogóle nie podlewa, to wiadomo, że ona uschnie. Tak samo, jak kwiatek na parapecie, którego się nie podlewa. Zawsze zaletą jest woda. Tak samo choineczki cięte w stojaku. Mamy piękne stojaki w Bricomarche z uciągiem, z wodą i tak samo dolewa się wody i tak samo choinka, zachowuje się, jak ta świeża w donicy. Woda, woda i jeszcze raz woda - to jest moja metoda – dodała Katarzyna Helińska.
Jaki jest koszt choinki?
Nie ma widełek, co do kosztów choinek, bo wszystko zależy od wzrostu i gatunku drzewka. Koszt zaczyna się jednak od 100 zł wzwyż. - Widełki cenowe zależą od wysokości i gatunku. Też inaczej liczymy choinkę, którą ludzie muszą wykopać, jest to też pracochłonne. Muszą ludzie wsadzić w donicę, którą też musimy zakupić, a inaczej jest też, kiedy bierze się piłę motorową i się choinkę ucina. Też to wygląda inaczej. Cena jest zróżnicowana – kontynuuje Katarzyna Helińska. Jednak wracając do głównego pytania, czy lepsza jest choinka żywa, czy sztuczna, argument nasuwa się sam. - Choinka, np. świerk srebrny ma bardzo dużo żywicy. I w mieszkaniu takim, gdzie ją postawi się, mieszkańcy są cały dzień w pracy i wrócą po całym dniu do domu, to czuć zapach tej choinki. Jak jest ktoś w domu cały dzień, to tego nie czuje. Przede wszystkim spotykam się od ludzi, jak pewną 83-letnią mieszkankę. Dziwię się i mówię, że pani ma ten wiek, mąż jej zawozi i zanosi. Powiedziała, że dopóki żyć będzie, to tradycją jest choinka cięta w stojaku, tak jak ona to pamięta od dziecka, za męża i ona żywą choinkę chce, bo to są święta i sztucznej choinki nie popiera – dodaje właścicielka. Największe choinki, jakimi dysponują państwo Helińscy z Krotoszyna mają do 4 metrów. - Pierwsze duże choinki, które przyjechały w tym roku miały ponad 3 metry. Pytałam męża, czy przywieźli choinki do kościoła i ku mojemu zdziwieniu te choinki poszły w mgnieniu oka. Spotkałam się też z prywatnym klientem, który chciał 4-metrową choinkę i on zawsze ma taką przed domem i to jest jego priorytet – dodała Katarzyna Helińska.
Choinki prosto z plantacji spod Krotoszyna
Choinki, które sprzedają państwo Helińscy rosną na powierzchni 3 tys. mkw. niedaleko Krotoszyna. - Mąż dostał na pamiątkę po mamie. Nie wiedzieliśmy co z tym zrobić. Na początku kuzyn sadził tam zboże, a gdy kuzyn się wyprowadził, to nie można było tak ziemi zostawić. I tak ktoś podsunął nam pomysł, ale gdybym miała z czystego serca komuś powiedzieć, czy ma założyć sobie plantację choinek, to nie wiem, czy bym poleciła. Każdemu wydaje się, że jest to łatwe. Nam też tłumaczyli „wsadź sobie, a one będzie rosnąć”. Pierwsze 3 lata to jest, że idziesz rzędem i tak, jak dziabie się buraki, nie widzisz końca. Musi być tak misterne dziabanie, bo choinka jest mała. Dopiero po pierwszych 3 latach można wjechać glebogryzarką. Wymaga to oprysków. Choinki chorują. Zdarzało się, że w ciągu dnia potrafiło zniszczyć się pół plantacji. Jest to całoroczna praca – zakończyła Katarzyna Helińska.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?