Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Weterynarze nie chcą jeździć do wypadków

MAŁGORZATA KRUPA
Kto powinien zająć się potrąconym przez samochód psem? Gmina. A raczej weterynarz przez gminę zatrudniony.

Lekarze weterynarii działający na terenie powiatu krotoszyńskiego nie chcą podpisywać z gminami umów na zajmowanie się zwierzętami po-wypadkowymi. A obowiązek posiadania takiej umowy na każdą gminę nakładają przepisy, które weszły w życie w ubiegłym roku.

– Po podpisaniu takiej umowy my mamy prawo o każdej porze dnia i nocy zadzwonić do weterynarza i on musi wykonać dla nas odpowiednią usługę – mówi Jacek Paluszkiewicz z Urzędu Miejskiego w Kobylinie.

Umowa obejmuje przyjazd na miejsce wypadku i odpowiednie zaopatrzenie rannego zwierzęcia, a w przypadku zgonu – zajęcie się procedurą utylizacyjną. Na takie warunki weterynarze godzić się nie chcą, zwłaszcza ci, którzy mają własne jednoosobowe praktyki weterynaryjne. – Im się to po prostu nie opłaca. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że dzwonimy z interwencją, a on akurat ma pełną poczekalnię klientów albo wykonuje jakiś zabieg. Musiałby to wszystko zostawić – mówi Michał Kurek, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej w krotoszyńskim urzędzie.

– Proszę rozmawiać z tymi osobami, które odmówiły, ja do nich nie należę. Rozmawiałem już z przedstawicielem urzędu w Zdunach, otrzymałem też ofertę z Koźmina. Ponieważ działam na terenie gminy Zduny, to z tym samorządem i podejmuję współpracę – mówi weterynarz Mirosław Figura.

– Trudno mi oceniać kolegów, zwłaszcza tych młodych, którzy na co dzień mają sporo pracy. Na pewno nie można wątpić w ich zaangażowanie i miłość do zwierząt. Ja nie zgodziłem się ze względu na wiek – mówi jeden z weterynarzy z powiatu krotoszyńskiego, który nie zgodził się na podanie nazwiska.

W powiecie krotoszyńskim działa około dwudziestu weterynarzy, prawie połowa w samym Krotoszynie. Tylko jeden z nich wyraził wolę podpisania z gminą stosownej umowy.
– To pan na emeryturze, który ma trochę więcej czasu niż inni – tłumaczy Kurek.

Dlaczego inni krotoszyńscy weterynarze nie wyrazili chęci podpisania takiej umowy?
– Wynika to ze współpracy ze schroniskiem dla zwierząt – twierdzi lek. wet. Marek Wosiek.

– Ta współpraca jest po prostu żałosna. Jako przykład podam moje doświadczenie z ostatnich dni, kiedy po telefonie od mieszkanki pojechałem do potrąconego psa, zabrałem go do gabinetu, zająłem się nim, na drugi dzień zawiozłem do schroniska, dołożyłem do tego też kilka kilogramów karmy. Krótko po tym dostałem telefon ze schroniska, że zgłaszają na policję porzucenie psa i dlaczego ja chcę ratować jednego psa kosztem innych przebywających w schronisku. W takiej sytuacji naprawdę odechciewa się współpracy.

Obecnie wszystkie służby (policja, straż, urzędnicy) dysponują telefonami tych weterynarzy, którzy podpisali z gminami umowy. I do nich dzwonią po tym, jak dostaną zgłoszenie o wypadku z udziałem zwierzęcia. Wcześniej rzeczywiście prawie wszystkie interwencje najpierw trafiały do schroniska, które z kolei powiadamiało weterynarza. Wosiek podkreśla, że nie tylko on ma negatywne doświadczenia i nic dziwnego, że teraz to pokutuje.

Krotoszyńskim urzędnikom udało się podpisać umowę z weterynarzem. Kobylin ma jedynie „zapewnienie” jednego z lekarzy, Koźmin rozesłał zapytania i czeka na oferty, wójt Rozdrażewa twierdzi natomiast, że u nich problemu nie ma.

Krotoszyn.naszemiasto.pl na Facebooku. Zebraliśmy całe miasto w jednym miejscu - dołącz do naszej społeczności!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto