Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

System zniszczył mi syna

MAŁGORZATA KRUPA
Ewa Szyło szukała pomocy dla swojego syna, a sąd wysłał go do ośrodka w Koźminie. Dziś kobieta twierdzi, że nie warto przyznawać się do słabości, bo pomoc systemu to fikcja.

Młodzieżowego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Koźminie trafiają różni chłopcy. Każdy ma „coś za uszami”. Większość trafiła tu, ponieważ opuszczała lekcje w szkole, wielu ma na swoim koncie czyny karalne. W domu na wszystko im pozwalano, al-bo raczej – na wiele sobie pozwalali, nie mając przy tym żadnego dozoru ze strony rodziców.

– Gdy nagle muszą funkcjonować w sztywnych ramach ośrodka, gdzie trzeba siedzieć w ławce, pościelić łóżko i posprzątać pokój, gdy trzeba przestrzegać regulaminu – może pojawić się problem z adaptacją – mówi Paweł Rudnicki, dyrektor Ośrodka.

Prawdopodobnie tak właśnie było w przypadku Filipa Szyło z Poznania. Jego matka twierdzi, że syn w ogóle w Ośrodku nie powinien się znaleźć, a ich rodzina padła ofiarą złego systemu. – Pomoc psychologów i pedagogów szkolnych to fikcja – ocenia Ewa Szyło. – To samo dotyczy większości kuratorów. Im zależy tylko na pozbyciu się problemu. Najłatwiej umieścić kogoś w Ośrodku, poza własnym zasięgiem, żeby mieć święty spokój.

Problemy z Filipem zaczęły się już w szkole podstawowej. Bywał agresywny, wulgarny, na lekcjach pracował niechętnie, był rozkojarzony. Już wtedy matka często kontaktowała się z wychowawcą, pedagogiem szkolnym, innymi nauczycielami.

– Szukałam pomocy. Mieliśmy wtedy ogromne problemy rodzinne. Filip znalazł się w sytuacji, która go przerastała. Prosiłam o pomoc pedagoga i psychologa szkolnego. Ale w szkołach liczą się przede wszystkim wyniki w nauce. Ja chciałam psychologicznego wsparcia, jakiejś wskazówki, jak mogłabym pomóc Filipowi, a otrzymywałam jedynie propozycje zajęć wyrównawczych.

Ewa i jej trzej synowie to ofiary przemocy domowej. Zamiast rodzinnej atmosfery, ojciec stworzył im piekło. – Walczyłam wtedy o byt, zakładałam sprawy o alimenty, z synami wyprowadziłam się od męża, musiałam się utrzymać – wymienia.

Gdy Filip rozpoczął naukę w gimnazjum, ciągle wagarował. Pewnego razu wdał się w bójkę, ale sprawa została umorzona. – W naszym domu pojawił się kurator. Chciał tylko załatwić formalności związane z zakończeniem tamtej sprawy - mówi Ewa. – Poprosiłam go o pomoc. I to był mój największy błąd.


Czytaj więcej w aktualnym wydaniu Informacji Krotoszyńskich (14 maja).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto