Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stosy z czarownicami płonęły również na ziemi krotoszyńskiej

Łukasz Cichy
Łukasz Cichy
Fragment ulotki ze spaleniem rzekomej wiedźmy w 1531 r. z miasta Schiltach w Niemczech
Fragment ulotki ze spaleniem rzekomej wiedźmy w 1531 r. z miasta Schiltach w Niemczech arch. Wikimedia Commons | domena publiczna |
Procesy o czary znane nam są z literatury i kinematografii, jednak zdarzały się i na naszych ziemiach. Palono nie tylko kobiety, ale i mężczyzn, choć rzadziej. Do takich sytuacji dochodziło też na ziemi krotoszyńskiej!

Spis treści

Procesy o czary

Najwięcej procesów o czary w Europie odbyło się między XV a XVII wiekiem. Ich liczba była największa w czasach reformacji i kontrreformacji. Zazwyczaj osoby oskarżone o czary kojarzą nam się, jako osoby praktykujące zakazane wówczas uprawianie magii. Nic bardziej mylnego. Oskarżonym o czary mógł być każdy, kto zrobił coś, czego nie udało się udowodnić i wytłumaczyć w normalny sposób. Wróćmy jednak do faktów.

Samo uprawianie magii nie byłoby niczym złym, gdyby ówcześni nie przypisywali temu wielu nieszczęść, które akurat nawiedzały Europę. Paktowanie z diabłem, bo tak też to nazywano, miało objawiać się chorobami, niepłodnością, opętaniem, śmiercią, czy wieloma innymi nieszczęściami.

Ile było takich procesów i ofiar?

Trudno tutaj o dokładne statystyki, jednak William Monter "Czary i magia w Europie" twierdził, że na ok. 80 tys. procesów i ok. 35 tys. egzekucji w Polsce, Rosji, na Litwie oraz Węgrzech było ok. 7 tys. procesów i ok. 2 tys. egzekucji. Z kolei prof. Wacłąw Uruszczak oszacował liczbę egzekucji w Polsce na ok. 15 tys. Natomiast w Małgorzata Pilaszek oceniła, że w latach 1501-1794 było 867 procesów, z których wyłoniono winnych: 1 174 kobiet i 142 mężczyzn, a najwięcej było w Wielkopolsce, bo aż 326.

Gusła i wiara

Jak pisał prof. Janusz Tazbir jeszcze na początku XVII w. dochodziło do guseł pogańskich. Do ciekawego zjawiska doszło w Pogorzeli pod Krotoszynem. Przez dłuższy czas nie było tam księdza, więc ludzie w dzień oddawali cześć Bogu, a nocą odprawiali obrzędy leśne i modlili się do boginek, wilkołaków, zmór itd. Takich przypadków w Polsce było wówczas więcej.

"Koźmin stał się siedliskiem czarownic, to jest ciemnoty"

Kojarzycie słynny proces czarownic z Salem? W rezultacie głośnego procesu była egzekucja 14 kobiet i 5 mężczyzn w 1692 r. w Salem Village i Salem Town w obecnym stanie Massachusetts w USA. Jednak nie o tym teraz mowa. W tym samym roku, co głośny proces za oceanem odbył się proces na terenie ziemi krotoszyńskiej, a dokładnie w Koźminie.

O niniejszych procesach i ofiarach wiemy, dzięki Oskarowi Kolbergowi, Józefowi Łukaszewiczowi oraz anonimowemu dziennikarzowi z XIX-wiecznego "Przyjaciela Ludu". W cytatach zachowaliśmy oryginalną, XIX-wieczną pisownię.

Oskar Kolberg powoływał się też na dzieło ks. Jakuba Gagackiego, proboszcza z Koźmina z "Przyjaciela Ludu" z 1839 r.

- Koźmin, owa ojczyzna Benedyktów, Albinów, Janów i tylu innych uczonych Koźmińczyków za czasów Jagiellonów i Wazów, stał się po Janie Kazimierzu siedliskiem czarownic, to jest ciemnoty - pisał ks. Jakub Gagacki.

Do procesu doszło 27 maja 1692 r. Przed sądem wójtowskim stawił się Mateusz Kleszka z Nowego Miasta. Nie chciał przyznać się do niczego dobrowolnie, więc wzięto go na tortury. Przyznał się, że Milczanka, kuśnierka z Nowego Miasta, żona Tomasza Milczana namówiła go, by "kłębek nici osnował" w kościele farnym, od drzwi głównych przez ławki. Zeznał też, że na "łysej górze" bywała też Józefowa co mieszka "podle Świeczki", wdowa Janowa, krawcowa, czy wdowa Maniszewska. Zeznał też, że na "łysą górę" zaprowadził go ojciec, a potem przyjeżdżali po niego diabły w karecie zaprzęgniętej w sześć czarnych koni. Na "łysej górze" znajdował się "niby zamek; są tam komory". Zeznał też, że wziął ślub z niejaką Reginą, diablicą. Tego ślubu miał udzielić z kolei woźny z Rozdrażewa. Oskarżony miał odżegnać się od "Pana Boga i Matki jego i wszystkich świętych". O co chodziło jednak z tym kłębkiem nici? Ten powód aresztowania miał sprawić, że dzieci i ludzie będą umierali. Zeznał też, że Maniszewska ma "polubieńca" diabła Jaśka. Po jego zeznaniach zabrano wspomniane kobiety. Wszystkie poza jedną przyznały się. Ostatnia nawet na torturach zaprzeczała, że jest czarownicą. Efektem było spalenie ich na stosie

"Największą plagą rodzaju ludzkiego jest ciemnota" o kolejnym spaleniu w Koźminie

- Największą plagą rodzaju ludzkiego jest ciemnota. Ona człowieka najłagodniejszego nawet charakteru zamienia w zagorzalca, który zimną krwią, suchem okiem, zapala stosy i pastwi się jak tygrys wściekły nad swoimi bliźnimi. Dowodem tego są: inkwizycja ś. i sądy na czarownice i czarowników, które w 16., 17, a nawet w 18. jeszcze wieku w całej niemal Europie, a zwłaszcza w Niemczech i u nas, miasta i wsie bardziej wyludniały niż powietrze morowe. To bowiem ukazywało się ledwie co lat kilkanaście i nie na wszystkich miejscach, gdy tymczasem nie było miasteczka, w któremby corok kilka, lub kilkanaście przynajmniej czarownic nie spalono - donosił "Przyjaciel Ludu" w 1844 r.

Ciężko się zgodzić z autorem tych słów, bowiem dla przykładu morowe powietrze (zaraza) panujące na naszych ziemiach w latach 1708-1712 potrafiło zdziesiątkować połowę lub większość miejscowości naszego powiatu, a morowe powietrze z czasów potopu szwedzkiego przyczyniało się nawet do wyludnienia całych miejscowości. Jeśli jednak skala takich procesów i ofiar była duża, to nie zachowały się dokładne dokumenty, które nam by to zestawiły wszystkie dane.

Zdaniem autora zastanawiające było, że nie było słychać o żadnym spalonym Żydzie, podobnie, jak dysydencie ze Śląska, jak i szlachcicu, którego chroniły specjalne przywileje. Zdaniem dziennikarza osobę oskarżoną o czary przepytywano "dobrowolnie", a potem na torturach, nieraz i trzykrotnie, z czego zazwyczaj ofiara przyznawała się za pierwszym razem. Osoby często zeznawały na niekorzyść innych osób, z czego liczba ofiar wzrastała. Sąd zadawał zawsze dwa podstawowe pytania, od kogo osoba nauczyła się czarów i z kim przebywała na "łysej górze". Poza tymi zeznaniami ofiary często, zapewne z pomocą katów, przyznawały się też co robiono na "łysej górze", jakiego diabła czcili, jakiego diabła mieli za kochanka, a także co jedzono.

Autor opisywał, że oskarżonymi były w większości kobiety, a jako przykład mężczyzny podał mieszkańca Koźmina (dziś Koźmina Wielkopolskiego). Chodziło o Grzegorza Klechę, który został oskarżony przez Stanisława Rogalskiego z Nowego Miasta. Oddajmy więc głos ówczesnym, którzy byli cytowani przez autora "Przyjaciela Ludu".

- Cztery lata minęły przed świątkami, jako żona moja prowadziła się z córką Biskupczyną, która już umarła, które sobie zadały czarostwo. najpierw Biskupczanka wołała na moją żonę: pijaczko! a ona jej: a ty czarownico! będziesz za mnie płaciła gorzałkę! Biskupczanka mojej żonie: większaś ty czarownica, bo twoja ciotka obiesiła djabła na dębię. Potemeśmy o to skarżyli się z żoną moją przed urzędem burmistrzowskim za Pana Jana Jantka. Kędy stanęła Biskupka z córką; pytano ich, zkądby to miały? Odpowiedziały, że od Grzegorza Klechy słyszały. Zatem posłano po tego Klechę i pytano go. Klecha odpowiedział, że słyszał to w Gostyniu na odpuście od białych głów; za co temu Klesze kazano iść na posłuszeństwo; siedział aż do wieczora na Ratuszu, a potem uciekł z miasta. Z której okazyi, że on uciekł, sądzono mnie i Biskupkę za winy. Musieliśmy oddadź po czterdzieści i pięć grzywien na jedną stronę. Dla czego dowiedziawszy się o nim w Pleszewie około ś. Katarzyny [25 listopada - red.] , jechałem po niego, któregom urzędownie odebrał w Pleszewie, związali mi go miejscy słudzy w domu Pana Burmistrza pleszewskiego i odprowadzili mi go do gospody, gdziem był furę najął dla niego. Było to w dzień czwartkowy w domu Pana Macieja Ziemba, Mieszczanina pleszewskiego, z którym zjadłem wieczerzą i tamten nocował w izbie, kędy spał i gospodarz, gospodyni i dziewcze, a ten Klecha przywiązanym był dobre do stołu przez sługi miejskie w powrozach związany; który w nocy uciekł z tychże powrozów, które zostały u stołu przywiązane i nienaruszone i nierozwiązane, jakoby same z niego opadły i stół nienaruszyły. Kędy się temu i gospodarz dziwował, obaczywszy powrozy nienaruszone - donosił "Przyjaciel Ludu".

Klecha kilka tygodni później poszedł do powroźnika, jednak został ujęty i przekazany Rogalskiemu. Ten trzymał go przez 4 doby, ale z braku służb porządkowych wypuścił. Klecha zniknął na półtorej roku.

Kolejnym zeznaniem przeciwko Klesze był, że podczas prac miejskich jeden z chłopców wjechał w niego koniem. Klesze nic się nie stało, a końska noga spuchła, aż do łopatki. Kiedy Rogalski zapytał się chłopca co się stało koniowi, ten odparł:

- Tylko ten złodziej Klecha to mi zrobił, bo mi się niechciał umknąć i pod konia mi się bardziej cisną, kiedym na niego wołał - donosiło pismo.

Kiedy jednak doszło do konfliktu koń nagle w weekend ozdrowiał, co też wydawało się Rogalskiemu podejrzane. Gdy doszło do procesu Grzegorz Klecha zeznał:

- Byłem ja ci trzy razy na tej łysej górze; już to rok minął jakom przestał tego, grywałem na piszczałce drewnianej, jenom tam sam był, a to Brelka, co mnie powołała, żem jej niechciał grać - zeznał.

Podczas tortur zeznał, że był z ową Brelką w dworze w Sośnicy. Brelka została kilka lat wcześniej też spalona na stosie za uprawianie czarów. Kolejnego dnia już dobrowolnie zeznał, że była tam też Maślaczka, kuśnierka, a imienia jej męża nie znał, lecz dokładnie go opisał. Dodał po czasie, że była też kuśnierka z Rozdrażewa, którą też spalono i niejaki Łata z Rozdrażewa, który już umarł. Oskarżył też Jaskową i Jednoroszczankę. Zapytany, czy mógłby im to powiedzieć również w oczy na procesie, potwierdził. Kolejnego znowu dnia był przepytywany przez wójta i landwójta powiedział, że do podróży na "łysą górę" namówiła go Słomiana z Jarocina, którą spalono kilkadziesiąt lat wcześniej. Na końcu przyznał się, że gdy był młody i pracował w Łąkocinach to poznał Janaskę, żonę leśniczego, która nauczyła go czarować. Owa Janaska również nie żyła już w tym okresie, bowiem według słów oskarżonego, gdy doiła krowy to przychodziła z mlekiem, a gdy doił je kto inny to była tylko woda. Za to miała zostać spalona. Podczas kolejnych dni oskarżył również kilka innych osób, m.in. córkę niejakiego Siejny. Dodał też, że wziął ślub z Jaśkową, a udzielić go miał sam diabeł.

Na tym zakończyła się sprawa Klechy. Później zeznawał on jeszcze przed sądem, ale w jako świadek w procesie Pępkowej i Maślaczki. One z kolei oskarżyły kolejne kobiety. Pępkowa potwierdziła zeznania Klechy, oskarżyła wiele osób, ale mimo tortur okazała "męstwo i wytrwałość" i nie zeznawała przeciw swojej córce mówiąc: "córka moja czysta jest jak kryształ!". Wszystkich w oskarżonych w tych procesach spalono w 1690 r. w Koźminie.

- Rzecz zastanowienia godna, że duchowieństwo wyższe, to jest Biskupi z swemi kapitułami, niewierzący zapewne w czary i czarownice, mogli spokojnie patrzeć na te okropne morderstwa ludzi niewinnych; wszakże samo pogrożenie exkomuniką mogło było wstrzymać magistraty od broczenia w krwi ludzkiej, od tej wojny zagładczej z czarownicami, która kraj wyludniała, nędzę, niezgodę, nieufność i hańbę po nieszczęśliwych rodzinach siała - zakończył anonimowy autor tekstu w "Przyjacielu Ludu".

Trzy kobiety spalone w Rozdrażewie

W podobnym tonie pisał XIX-wieczny archiwista i historyk Józef Łukaszewicz w swym dziele o ziemi krotoszyńskiej z 1869 r.

- Ślachta nasza, wychowanka Jezuitów, oczyszczała wsie swoje z czarownic tak dobrze i skrzętnie jak magistraty swoje miasteczka, ale sama (zrazu ich nie skazywała na stósy, ani też ich nie paliła, tylko używała do tej posługi magistratów najbliższych miasteczek; (a nie przeszkadzało temu i duchowieństwo, bo samo także
ciemne, wierzyło w czary)
- pisał Józef Łukaszewicz.

W 1690 r. oskarżono o czary cztery kobiety z Rozdrażewa, z których 7 października 1690 r. spalono: Zofię Kowałkę oraz siostry: Magdę Sobkową i Zofię Bojadkowę. Proces odbył się w Rozdrażewie, ale Jan Pacynowski, rządca dóbr Rozdrażewskich sprowadził wójta Koźmina z trzema ławnikami. Kobiety były dręczona na torturach. Jedna opowiadała, że była na "łysej górze", a wszelkie suknie i pas złoty zamieniły się po powrocie do domu w słomę. Inna z kolei opowiadała przeróżne historie:

- Miałam swego Jaśka, miałam z nim wesele, już temu cztery lata. Dyska stara oddawała mnie Jaśkowi, mówiła mi: będziesz się miała dobrze, jeno mu ślubuj. Bywał - ci u mnie i legał ze mną, ale był zimny jako lud - cytował wersję spalonej kobiety, archiwista Józef Łukaszewicz.

Oskarżenia o czary w Kobylinie

Czarownice były oskarżane nie tylko o choroby i śmierci, ale także o nieurodzaje, jak psucie się napoi u piwowarów i szynkarzy, susze, czy ulewy. Powodem do oskarżeń było nawet uprawianie ziół. Zazwyczaj były to kobiety biedne, ale były i wyjątki od reguły. Przykład podaje nam znów Józef Łukaszewicz.

W 1673 r. w Kobylinie posądzono o czarowanie żonę Wojciecha Fryderyka, zamożnego obywatela kobylińskiego. Wojciech Fryderyk powołał na świadka Pawła Bijaka, mieszczanina kobylińskiego, który na przełomie lat 1665/1666 był wójtem w Dupinie. Bijak sam sądził "białogłowy o czarostwo", jednak nigdy nie słyszał, aby Urszula Fryderykowa z Górki była czarownicą. Ta historia okazała się szczęśliwa, bowiem sąd kobietę uniewinnił, a oszczercom "wieczne milczenie nakazał".

Inna mieszczanka z Kobylina nie miała tego szczęścia. W 1616 r. Hanna Czelczonka z Kobylina została oskarżona o czary i zeznała, że dawała zioła kobietom "psując płód, żeby dzieci nie rodziły". Podała nawet przykład, gdzie podała kobiecie "limoizy, maruny białej, siemienia marchwianego i czerwonej róży". Za te czyny wymierzano kary rózgami na stopniach pręgierza i wypędzenie z miasta na 7 lat i 7 mil.

Będąc przy temacie Kobylina warto wspomnieć o jednym aspekcie. Na pocz. XVIII w. w Kobylinie był Jan Frydrych ze Śląska, który był katem. Spójrzmy, co należało do jego obowiązków:

- Musiał miasto chędożyć, to jest: psy niepotrzebne wygubiać, bydło, konie, świnie, psy, koty zdechłe i inne nieczystości za miasto, na miejsce przez magistrat wskazane, wywozić. (...) Od smagania i wyświecenia z miasta brał złotych 6. Od samego smagania przy pręgierzu złotych 4. Od powieszenia złotych 10. Od ścięcia złotych 10. Od wplatania w koło złotych 10. Od ćwiertowania złotych 10. Od palenia ciot złotych 10 - pisał Józef Łukaszewicz.

Kat mieszkał na ul. Rębiechowskiej, którą odtąd zwano "Ulicą Katowską". Warto jednak zwrócić uwagę na słowa "palenia ciot" i oddać natomiast głos Oskarowi Kolbergowi.

- W Wielkopolsce, jak wszędzie, płeć żeńska czynniej nierównie występuje we wszystkich sprawach demonicznej natury, niż męzka. Dla tego - to pełno tu jeszcze czarownic, a raczej: ciot, jak je lud wielkopolski mianuje, gdy o czarownikach mało co (...) Prócz Cioty, jest też w Wielkopolsce i Ciat, a więc mężczyzna - pisał Oskar Kolberg.

Reasumując. Był w Kobylinie 3 wieki temu etatowy kat, któremu płacono nie tylko za wymierzanie kar (nie tylko śmierci) za przestępstwa kryminalne, ale też i... za uprawianie czarów.

Procesów zakazano prawie we wszystkich krajach

W 1776 r. w Polsce uchwalono "Konwikcyje w sprawach kryminalnych", które zakazywały tortur i skazywania osób na śmierć za czary. Ostatnią osobą na ziemiach polskich, a zarazem w Europie, która spłonęła na stosie była w 1811 r. Barbara Zdunk z miejscowości Reszel na Warmii (ówczesne Królestwo Prus), a ostatnią znaną nam osobą, która poniosła śmierć z powodów podejrzenia o stosowania czarów była Krystyna Ceynowa, zlinczowana lub utopiona przez sąsiadów w 1836 r. Jednak sprawców dosięgła sprawiedliwość.

W innych państwach również z czasem zakazano czarów. Było to przeważnie w XVIII w. W Anglii takie procesy zostały zakazane w 1648 r., w Szkocji - w 1727 r., we Francji - w 1745 r., w Szwecji - w 1774 r., a w Niemczech - w 1775 r. Obecnie jedynym krajem, który uznaje karę śmierci za stosowanie czarów jest Arabia Saudyjska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto