Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

My tu mieszkamy, żyjemy i mamy prawo decydować, czyli kontrowersje wokół budowy chlewni [ZDJĘCIA]

Redakcja
W środę, 30 października w Sulmierzyckim Domu Kultury odbyło się spotkanie ws. budowy chlewni i biogazowni w tym mieście.

Inwestor tłumaczył, że od 20 lat prowadzą projektowanie budynków związanych z hodowlą zwierząt, głównie z hodowlą trzody chlewnej. Rozpętała się prawdziwa kłótnia, podczas której do akcji musiał wkroczyć Adam Orzeszyński, przewodniczący Rady Miejskiej, który prowadził dalszą część spotkania.

Mieszkańcy pytali burmistrza, dlaczego podpisał tę decyzję. -Wszelkie inwestycje, jaki przychodziły do urzędu, były dokumentami potwierdzającymi zgodność inwestycji z wszelkimi przepisami. Nie były prowadzone konsultacje społeczne, dlatego, że nie wymagało to konsultacji społecznych. Nie wymagało, proszę to sprawdzić. Ja sprawdzałem i nie było takiej potrzeby. Jeśli dostaję dokumenty na biurko, które spełniają wszelkie normy, łącznie z normami ochrony środowiska, i inne pozwolenia również ze starostwa, to nie mam podstawy nie podpisać takiego dokumentu. Proszę teraz sobie wyobrazić jedną bardzo istotną rzecz. Ja nie podpisuję takiego dokumentu, bo co? Bo uważam, że nie powinni inwestować. I wtedy taki koncern jak koncern Duda wytacza sprawę miastu w sądzie. Informując sąd, że w związku z tym, że ja nie wydałem decyzji i nie pozwoliłem budować tejże inwestycji, zaczyna naliczać mi kary dla miasta, i to są kary, które będą wchodziły w miliony złotych. Koncern będzie wykazywał straty z tego względu, że nie może w tym momencie na tej ziemi prowadzić działalności gospodarczej, czy rolniczej. Podpisałem tę decyzję, natomiast z tego co się orientuję, i emocje powinny opaść, bo nie chodzi tutaj o to, by skakać sobie do gardeł, żeby ustalić pewne rzeczy i je domówić. Problem nie zaczął się dwa lata temu, kiedy to podpisałem, tylko w tym momencie, kiedy pojawił się problem biogazowni. Tu zaczął robić się problem. I ludzie się obudzili, że coś jest nie tak – mówił burmistrz Dariusz Dębicki, po czym mieszkańcy masowo mu przerwali. -Dlaczego to spotkanie jest teraz, a nie dwa lata temu? - pytała radna Karolina Zaborek-Kulawska. -Bo nikt takiej inicjatywy nie wniósł, żeby takie spotkanie było – odparł włodarz. Ludzie krzyczeli, że nie byli świadomi tego. Na kolejne, takie samo pytanie radnej włodarz odparł. -Dlatego, że to spotkanie zainicjowała pani radna Aneta Kurzawa, w związku z tym, że pojawił się problem biogazowni. I dopiero wtedy pojawił się problem mieszkańców ul. Kaliskiej i Sulmierzyc. Wcześniej nikt takiego problemu nie zgłaszał – dodał włodarz, na co po raz kolejny mieszkańcy mu przerwali. -Pan burmistrz mówił o karach dla miasta, jakby nie podpisał. A jakie kary my będziemy płacić? Nasze dzieci? Zdrowie? Bezpieczeństwo? I co jeszcze? Spytał się ktoś nas? My tam mieszamy i mieszkać mamy zamiar, a pan lekką ręką podpisał – ripostowała mieszkanka. -Darek, dobrze wiesz ze starych czasów, kiedy miał powstać zakład utylizacji odpadów, jak mieszkańcy alergicznie reagowali, więc nie mów, że powstanie tak dużej inwestycji, tak dużej chlewni, nie spowodowałoby kontrowersji wśród mieszkańców, od razu jak się dowiedzieliśmy – pytała radna Zaborek-Kulawska. Włodarz argumentował, że radni poprzedniej kadencji już o tym wiedzieli, jak tylko był wykupiony grunt.

W trakcie spotkania mieszkańcy wyrazili obawy o wodę pitną. Na tę obawy burmistrz odpowiedział. -Żadna instytucja w tym RDOŚ (Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska – red.) nie wyda decyzji pozytywnej, jeżeli zagrażałoby to środowisku. Rozumiecie to państwo czy nie? Żaden urzędnik nie podpisze się pod pismem, jeśli nie będzie to zgodne z prawem. Tak samo ja. Podpisałem te decyzje, ponieważ były one zgodne z prawem. Nie miałem innego wyjścia niż podpisać. Teraz mówicie, że droga jest o takim tonażu, a nie innym. Jeśli macie możliwość utrudnienia tej inwestycji wykonawcy... - tego zdania włodarz nie dokończył, pozostawiając odpowiedzi samym sobie. Mieszkańcy zarzucili, że włodarz wiedział o tonażo-wości drogi. -Ale ja nie wydawałem decyzji na podstawie tonażowości drogi, tylko na podstawie dokumentów, które miałem na biurku – odparł włodarz, na co mieszkanka zarzuciła, iż burmistrz się na nią „drze”, ten z kolei mówił, że tylko tłumaczy. Spokój zaprowadził dopiero przewodniczący rady.

Podczas spotkania radny Marcin Ptak zapowiedział stworzenie stowarzyszenia, które walczyłoby z tą inwestycją. -Będziemy jako radni wnioskować o to referendum. Niech się mieszkańcy wypowiedzą, bo nie można podejmować decyzji bez zgody społeczeństwa. My tu mieszkamy, my żyjemy i mamy prawo decydować – mówił, po czym zebrał brawa.

-Dostałem tu mały lincz. Mnie się należało. Przyznaję się. Nie myślałem o tym, żeby takie spotkanie zrobić, zanim podpisałem tę decyzję, ale od każdej decyzji jest możliwość odwołania się lub ewentualnie możliwość spowodowania aby ta decyzja wygasła. Będę na ten temat rozmawiał z prawnikami. Mowa pana Marcina o stowarzyszeniu. Jak najbardziej jestem za tym, aby takie coś powstało. Jeśli państwo widzicie wolę referendum wśród mieszkańców, również jeśli będzie taka możliwość, to będzie to referendum i każde miasto referendum może zwołać i wypowiedzieć się nt. tego co ma się zadziać. Powiem inaczej, nigdy nie chciałem i nie będę chciał zrobić czegoś złego dla tego miasta. Jestem tu po to, aby robić dobre rzeczy i po to aby ludziom żyło się lepiej i bezpieczniej. Nie wyobrażam sobie, aby państwo z powodu tej czy jakiejkolwiek inwestycji mieli w jakikolwiek sposób tracić pod każdym względem: spokoju, komfortu, życia, bezpieczeństwa. Nie chcę - powiedział na koniec włodarz.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto