Nie maleje lista osób oczekujących na miejsce w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym i Zakładzie Opieki Paliatywnej w Krotoszynie. Zdarza się, że na liście tej figuruje nawet czterdzieści nazwisk, zwłaszcza od czasu likwidacji oddziału dla przewlekle chorych w Koźminie Wlkp. Lista nie maleje, chociaż pacjenci i ich rodziny wiedzą, że za pobyt w tej placówce trzeba częściowo płacić.
- Nigdy jeszcze nie mieliśmy wolnego miejsca. Gdyby nawet było tu pięćdziesiąt łóżek - i tak byłyby pełne - mówi Barbara Kościńska-Krzyżańska, kierownik obu zakładów, mieszczących się przy ul. Bolewskiego w Krotoszynie.
Otwierając te oddziały w końcówce grudnia 2000 r. wiele osób miało wątpliwości, czy w ogóle są one potrzebne. Już pierwsze dni i wszystkie kolejne lata pokazały, że nie tylko są potrzebne, ale i za małe jak na potrzeby naszego coraz starszego i chorującego społeczeństwa.
- Trudno uwierzyć, że jesteśmy tu już dziesięć lat - mówi kierownik. - Właściwie przez ten czas niewiele się tu zmieniło. Zyskaliśmy nowy sprzęt, ukształtowała się stabilna oraz doskonale wykształcona i przygotowana do pracy kadra.
Obydwa oddziały mieszczą się w budynku, gdzie przed laty funkcjonował żłobek. Ze zdjęć umieszczonych w zakładowym albumie widać, ile pracy trzeba było włożyć w ten zrujnowany obiekt.
- Wspominaliśmy właśnie ostatnio, jak w trampkach i dresach same tu sprzątałyśmy. O proszę, wyglądam tu jak dziewczyneczka - śmieje się Barbara.
Kolejne zdjęcia: uroczyste otwarcie, wizyty biskupa, urządzanie terenu zielonego wokół ośrodka, codzienna praca z pacjentami, kolejne jubileusze. A potem kartki pocztowe przysyłane z różnych miejsc i z rozmaitych okazji oraz podziękowania od rodzin pacjentów.
- To bardzo miłe dla nas momenty, gdy ktoś dziękuje za naszą codzienną pracę - mówi kierownik.
- Jestem bardzo zadowolona z opieki nad moim ojcem - przyznaje spotkana na korytarzu młoda kobieta. - Za pierwszym razem tata trafił tu po udarze, a po dwóch tygodniach rehabilitacji sam zszedł po schodach. Teraz niestety po drugim zdarzeniu jego stan jest gorszy, ale on wciąż pamięta ten pierwszy raz i znajduje w sobie siłę, by walczyć. Dzięki pobycie tutaj on chce żyć i jako tako funkcjonować.
Na Bolewskiego trafiają osoby w różnych wieku (jak mówi pani kierownik - od osiemnastu do stu lat) i z różnymi schorzeniami. W zakładzie opiekuńczo-leczniczym przebywają pacjenci chorzy przewlekle: z cukrzycą, miażdżycą, chorobą Alzheimera, po udarach mózgu, skomplikowanych urazach. Tutaj kontynuują leczenie, stosują odpowiednią dietę, są rehabilitowani. Sala rehabilitacyjna jest zresztą sercem tego oddziału. Pacjentów zakładu opieki paliatywnej podzielić można na dwie grupy - jednym ustawić trzeba odpowiednie leczenie przeciwbólowe i mogą wrócić do domu, drudzy znajdujący się w końcowym stadium choroby (np. nowotworowej) tutaj mogą odejść godnie i bez bólu.
Na końcu albumu mieści się kilka nekrologów. Tak jak w każdym oddziale szpitalnym - i tutaj niektórzy pacjenci umierają. Choć statystyki mówią, że zgonów wcale nie jest tak wiele.
- Do choroby i śmierci nigdy nie można się przyzwyczaić - przyznaje Barbara Kościńska-Krzyżańska. - To są sprawy osobiste, indywidualne. Może personelowi, który ma odpowiednie przygotowanie, takie sytuacje łatwiej znieść, to nas również dotyka każda śmierć.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?