Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dariusz Rozum: „Świat zmierza w nowym kierunku pozyskiwania energii”

Łukasz Cichy
Łukasz Cichy
arch. TAR Krotoszyn
Z Dariuszem Rozumem, wiceprzewodniczącym Rady Powiatu i prezydentem Europejskiej Federacji Sumo, a przede wszystkim krotoszyńskim przedsiębiorcą, o elektrowni cieplnej w Koźminie Wielkopolskim, farmach wiatrowych oraz o samochodach elektrycznych rozmawiał Łukasz Cichy.

Czy nie uważa Pan, że boimy się nowoczesności?
W ludzkiej naturze leży obawa przed tym, co nieznane. Tak jesteśmy skonstruowani. Oczywiście nie powinniśmy generalizować, bo są również jednostki, które traktują nowe rzeczy jako wyzwanie i wychodzą naprzeciw nowoczesności. Natomiast większość boi się, kiedy pojawia się coś, z czym do tej pory nie obcowali. Bardzo często za tą obawą stoi brak wiedzy na dany temat. Pokutuje też nieskuteczny system edukacji sto lat temu, 50 lat temu, 30 lat temu, a także obecnie. Bardzo często ulega się też pokusie skorzystania z wiedzy przekazywanej przez innych, którzy nie są ekspertami w danej dziedzinie. Jest to działanie na zasadzie „jedna pani, drugiej pani przy okazji na kawie opowiedziała, że….”. Ta opowieść obiega świat i dla niektórych staje się prawdą objawioną. Niestety jednak nie da się wyrobić racjonalnego poglądu w oparciu o niesprawdzone informacje, z nierzetelnego źródła czy od pseudo-ekspertów. To, że coś zostało powtórzone przez wiele ust nie czyni z tego wiarygodnej informacji. Musimy pomyśleć o tym, czyje usta to powtarzają.

Niegdyś spore emocje wywoływały farmy wiatrowe, dziś wiatraków jest całkiem sporo, również w naszym powiecie. Czy obawy były słuszne? Poza oczywiście skomplikowanymi przepisami, które uniemożliwiły rozbudowę, czy zabudowę, ale czy ekologicznie na tym ucierpieliśmy? Jeżeli zachowane są odległości to kury nagle nie przestały się nieść?
Nie jestem przeciwnikiem budowania farm wiatrowych ani innych źródeł alternatywnych. To nie tylko moda, ale przede wszystkim konieczność w kwestii zadbania o zdrowie – zanieczyszczone powietrze ma negatywny wpływ na zdrowie, szczególnie na większą zapadalność na choroby układu oddechowego, w konsekwencji również zwiększenia zachorowalności na nowotwory, czy też w kwestii dbałości o klimat. Sam nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, ale swoją wiedzę czerpię właśnie od ekspertów i autorytetów. Świat musi iść w kierunku zielonej energii pozyskiwanej z wiatru czy słońca również ze względu na to, iż wyczerpią się źródła, z których obecnie korzystamy. Przed tym nie uciekniemy. W przypadku farm wiatrowych jest jeszcze jeden problem. Zdarzały się sytuacje, kiedy nastąpiła odmowa wydania pozwolenia na budowę domu na działce przez wzgląd na odległość od wiatraka. Masz więc działkę, na której od kilkunastu lat planowałeś budowę domu. Przeoczyłeś temat wydawania decyzji o warunkach zabudowy, w konsekwencji na budowę wiatraka i dowiadujesz się, że promień jego odziaływania zahacza o twoją działkę. Nie wybudujesz już tam domu. Pozbawiono cię zarówno prawa do korzystania z własności w wybrany przez ciebie sposób oraz prawa do wolności. Co więc zrobić, aby postarać się uprzedzić takie sytuacje? Informować ludzi i skutecznie prowadzić konsultacje społeczne na danym terenie z osobami mającymi tam żywotny interes. Nic nie stoi na przeszkodzie aby jasno i wyraźnie zaznaczyć właścicielom działek w pobliżu, co dla nich faktycznie oznacza budowa wiatraka. Nie wolno liczyć na to, że się uda uniknąć problemu, bo ktoś zagoniony i zajęty bieżącymi problemami życiowymi coś przeoczy, nie doczyta, nie do końca zrozumie, bo nie jest w tej dziedzinie ekspertem, wiatrak stanie, a potem będzie już po fakcie. Remedium na pojawiający się opór społeczny musi być rzetelna informacja, konsultacje z prawdziwego zdarzenia, zapraszanie ekspertów. Ludzie chcą znać prawdę i nie chcą być w żaden sposób oszukiwani. Drobne kłamstewko ze strony władz, polityków – na konsekwencje nie trzeba długo czekać.

A nie boimy się też tej tzw. zielonej energii? Ludzie często podają przykłady, że gdzieś na Śląsku, czy w Warszawie zapalił się jakiś wiatrak, czy panel fotowoltaiczny, nie patrząc, że pożarów sadz w kominach w naszym powiecie mamy kilkadziesiąt rocznie.
Nie bójmy się, że zapali się wiatrak czy panel. My powinniśmy się bać, że co rusz będą pożary składowisk śmieci, co się zresztą dzieje w Polsce, w Europie, na świecie. Palą się składowiska z hałdami plastiku, farbami, lakierami, itp. Często jest to intencjonalne działanie ludzi. Ktoś robi potężny biznes. To nas będzie zabijało. Tu pojawia się kolejny aspekt wart uwagi – elektrownie węglowe powinny być odpowiednio zabezpieczone filtrami, jak najskuteczniejszymi, by maksymalnie ograniczyć emisję szkodliwych substancji. To jest jednak kosztochłonne. Czego byśmy się nie tknęli wkracza ekonomia. W branży wszyscy chcą zarobić, a człowiek, myśl o przyszłości, zostaje w tyle, więc puszczają w powietrze czy do wody. Udaje się przecież wykryć również te afery z zanieczyszczaniem odpadami wód. Czyste powietrze i woda są nam niezbędne do życia. Jednak, jak to się mówi – jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Podobne emocje wzbudza budowa elektrowni cieplnej w Koźminie Wielkopolskim. Tamtejszy przedsiębiorca Wojciech Wójcik zamierza ekologicznie utylizować pozostałości, które mogłyby zalegać na wysypiskach i truć środowisko. Mieszkańcy są podzieleni, a część z nich jest temu projektowi przeciwna, dlaczego?
I teraz biedny człowiek, który chce iść technologicznie do przodu jest w polskiej rzeczywistości i realiach stawiany de facto pod ścianą stworzoną przez opinię publiczną. Ludzi zdezorientowanych lub niezorientowanych w temacie, ale krzyczących „nie” dla budowy obiektu, który w ich opinii będzie ich truł, nie bacząc na to, że właśnie brak takiej elektrowni jest rzeczywistym trucicielem. To się nie mieści w głowie. Spójrzmy także w przeszłość, np. na przestrzeni ostatnich stu lat - ci, którzy chcieli „przeskoczyć” czasy, w których żyli, być ponadprzeciętni, wcielać wizje nowoczesności w życie nie znajdowali dla siebie miejsca w Polsce. Ludzie nauki wyjeżdżali ze swojego kraju i kariery robili w innym, przysparzając tym samym dobra obcemu państwu, do którego wyjechali. Czy my jesteśmy społeczeństwem, aż tak bardzo bogatym, żeby ludzi, którzy mogą budować bogactwo kraju z niego wyrzucać?

Nie, ale tych przykładów mamy masę.
Wygląda na to, że wolimy jako społeczeństwo być cywilizacyjnie cofniętym o 100 lat, byle tylko wszyscy mieli równo, żeby było tak, jak było za dziadka, za pradziadka, najlepiej z widłami zostać. Nie kupować John Deere’a. Przecież można końmi orać. Kiedyś kobieta prowadziła woły, one orały i też ludzie żyli. Takie się słyszy opinie: „Na co to komu? Kiedyś było, jak było, ale było.” To jest wytłumaczenie.

Może chodzi o coś innego? Może mamy taką mentalność, że na zachodzie, jak sąsiad coś ma to musimy więcej pracować, być sprytniejsi, by mieć tak jak sąsiad, a u nas trzeba tak zrobić, żeby sąsiad miał tak mało, jak my. Może o to chodzi?
To jest pytanie retoryczne. Wkraczamy w dyskusję o naszych narodowych przywarach. Czy jest w Polsce, albo tu w tej naszej małej ojczyźnie powiatowej ogólnospołeczna zgoda na dysproporcje w majątku, na dysproporcje intelektualne, na dysproporcje szczęścia rodzinnego? Nie ma zgody. A tam, gdzie ktoś zobaczy, że ktoś ma więcej i lepiej, to niestety nie pomyśli o tym – co ja mógłbym zrobić, by żyło mi się dostatniej tylko o tym, by innym było gorzej, by mieli tak jak ja, a jak trzeba to i nawet świnię są w stanie podłożyć.

To zauważyłem, że ciężko krotoszynianom prowadzić firmy tutaj.
Trudno, a właściwie najtrudniej być prorokiem we własnym kraju, powiecie, mieście. I znowu – nie można generalizować, ale nader często ludzie są niechętni by wspierać przedsiębiorcę, który mieszka za płotem, na zasadzie – pojadę 30, 50, 100 km, a u tego dorobkiewicza nie kupię. Nie wszyscy wyznają patriotyzm lokalny. Szkoda, bo jeśli w mieście są dobrze prosperujące firmy, to i miejsca pracy są. Nic również nie stoi na przeszkodzie, by przestać być malkontentem i założyć własną działalność gospodarczą, mierzyć się z prowadzeniem biznesu oraz kredytami na plecach.

- Nie wszyscy wyznają patriotyzm lokalny. Szkoda, bo jeśli w mieście są dobrze prosperujące firmy, to i miejsca pracy są - - Dariusz Rozum

Samochody elektryczne to wizja science fiction, a jednak dotarła do Polski i do naszego powiatu. Jakiś czas temu widząc zielone tablice postanowiłem to sprawdzić i okazuje się, że w powiecie krotoszyńskim (dane z czerwca br.) jest 36 samochodów elektrycznych i 88 hybrydowych, gdzie energia elektryczna służy jako paliwo alternatywne. Czy dorośliśmy jako mieszkańcy do nowoczesności?
Temat sesji Rady Powiatu z poprzedniej kadencji. Miałem wtedy taką ciekawą dyskusję z kolegą z Rady. Rzecz dotyczyła samochodów hybrydowych czy elektrycznych. Miałem pomysł i wniosek, by właściciele takich samochodów otrzymywali zielony liść w naszym wydziale komunikacji i mogliby zostawiać auto w strefie płatnego parkowania bez dokonywania opłat, by zachęcić do kupowania ekologicznych samochodów i w pewien sposób nagradzać ich właścicieli. Wtedy dostałem od kolegi radnego pytanie: „Te samochody elektryczne, to Ty chcesz zrobić bogaczom prezent”. Czyli te samochody kupują bogacze? Nic bardziej mylnego. Samochody elektryczne najczęściej kupuje klasa średnia, a szczególnie bardzo świadomi ludzie. I wcale nie bogacze, bo człowiek majętny może sobie pozwolić na to, by kupić auto z silnikiem 5-, czy 6-litrowym i potem je tankować i nie liczy każdej złotówki. Oczywiście, znam też takich, którzy jeżdżą autami wartymi 1 mln zł, a szukają parkingu najlepiej „na waleta”, żeby tej złotówki nie płacić, to jednak już temat na inną rozmowę. Natomiast w stronę ekologii należy iść i dać swego rodzaju bonus za to, że ktoś jeździ bardziej ekologicznie.

Może problemem samochodów elektrycznych nie jest to, że jest to rarytas klasy bogatszej, ale mieszkańcy boją się, że kupią ten samochód, to nie będzie go gdzie zatankować. Powstają niebieskie szlaki, jak ten z Warszawy nad Bałtyk, a u nas?
Myślę, że samochody elektryczne dziś, w szerokim spektrum rozmowy o ochronie środowiska to pieśń przyszłości – temat niemożliwy w najbliższych latach do zrealizowania. Poszedł bym w stronę ewolucji – mamy „kopciuchy”, do elektryków tak szybko nie dojdziemy, więc postawmy na hybrydy. Znika problem ładowania, bo hybryda naładuje się w dłuższej trasie, a nie będzie smrodzić w mieście. W przypadku stacji ładowania elektryków kłania się prawo podaży i popytu. Po co ktoś ma inwestować w stację, kiedy zapotrzebowanie jest niewielkie. Jeśli ono się zwiększy, to gospodarka na to odpowie. Nie jesteś w stanie zrobić rewolucji motoryzacyjnej, ale małymi krokami, cały czas do przodu. Budujmy świadomość i zachęcajmy do zmian, edukujmy.

- Nie jesteś w stanie zrobić rewolucji motoryzacyjnej, ale małymi krokami, cały czas do przodu. Budujmy świadomość i zachęcajmy do zmian, edukujmy - Dariusz Rozum

Jeżeli pewne rzeczy nie są szkodliwe, ale po co ma to być, skoro nigdy nie było, jak te hybrydy, elektrownia cieplna, czy wiatraki, to jak można tych ludzi przekonać? Jak z nimi rozmawiać? Jakich Pan użyłby argumentów?
Jeśli człowiek ma dobrą wolę, ale się boi, to ja go rozumiem. Trzeba pomóc mu ten strach okiełznać. Zaprosić na konsultacje ekspertów, pokazać przykłady podobne w Polsce, bo jeśli taka spalarnia funkcjonuje w Bydgoszczy, przy szpitalu onkologicznym i ludzie nawet nie wiedzą, że ona jest, czyli jej działanie jest nieodczuwalne, to jak przy tym argumencie można protestować? Zresztą przecież na całym świecie funkcjonują takie obiekty. Choć zapewne znajdą się i tacy, którzy powiedzą, a co mnie obchodzi, że np. Niemcy mają tak u siebie. I tu niestety wchodzą do gry kolejne różnego rodzaju fobie i uprzedzenia do innych nacji. Bo my mamy fobię niemiecką, fobię amerykańską, fobię rosyjską… Zostaliśmy jako kraj prawie sami na ten moment. Tyle tych fobii jest. Trzeba byłoby się cofnąć do Karola Gustawa, do potopu, do bitwy pod Grunwaldem, do bitew pod Cedynią i może jeszcze wcześniej.
Jeśli natomiast ktoś mówi nie, bo nie, ze złośliwości, zawiści, to nie jest argument, żeby to zdanie jego i głos uszanować. Strasznie trudno rozmawiać z osobami, które nie przyjmują argumentów od ekspertów, autorytetów, są oporni na wiedzę, okopani na pozycji sprzeciwu dla zasady.

Było przecież zapytanie tego przedsiębiorcy czy pojadą z nim do tego szpitala zobaczyć...
Nie pojadą. Oni dowiedzieli się na targu w Krotoszynie, że to szkodzi. Tam kilku specjalistów, co handlują warzywami im wytłumaczyło, że to szkodzi. Jeden był z ogórkami, a dwóch z pomidorami. I ta grupa trzech „ekspertów” na 100 procent przekonała ich, że nie należy jechać do Bydgoszczy i nawet nie należy oglądać szpitala onkologicznego, ani ludzi, którzy tam chodzą, bo to także szkodzi. Nawdychają się i co będzie. Szkoda, bo gdyby pojechali, to przekonaliby się na własnej skórze, że nie ma żadnego brzydkiego zapachu czy dymu. To proponuję, żeby pojechać na Parcelki czy inne osiedla w Krotoszynie zimą. Chałupy wystawne, a śmieciami palą. Próbowałem kiedyś biegając udać się w stronę Chachalni, no nie dałem rady wytrzymać, tak smród z komina gryzie w gardło.

To nie tyle te diesle są tymi kopciuchami, co te piece?
Wszystko razem, jak złożysz w całość: samochody, palenie śmieciami, palące się hałdy z odpadami, i inne brzydkie działania przeciwko środowisku, to masz skutek globalny. To my sobie sami fundujemy tę przyszłość. Krotoszyn ma w województwie wielkopolskim największą zachorowalność wśród kobiet na raka piersi, ale również przoduje w statystykach dotyczących innych nowotworów. Dlaczego? To naprawdę trzeba zgłębić i zastanowić się jaki jest tego powód. Na Boga, chodzi w końcu o życie i zdrowie ludzkie.

Może to też z braku obwodnicy i zadymienia?
Tak jak powiedziałem, wiele czynników składa się na trudną sytuację, jakiej doświadczamy. Powinniśmy robić wszystko, by zwalczać zagrożenia. A taka spalarnia może nam tylko pomóc. Patrząc przez pryzmat rozbudowanego szpitala – pewnie i odpady medyczne można by tam utylizować skutecznie.

Ma pozwolenie na medyczne, ale mówił, że to tylko na jego potrzeby, bo też były plotki, że szpital będzie te swoje rzeczy oddawać.
A dlaczego nie? Proszę mi odpowiedzieć dlaczego by nie?

Ale tego mieszkańcy się boją.
Czego, jeśli przy szpitalu onkologicznym w Bydgoszczy funkcjonuje spalarnia i nie ma śladu po tej działalności.

Bo u nas jest taka mentalność?
Możemy się przerzucać pomysłami na to, co stoi na przeszkodzie – mentalność, czy brak wiedzy, a może niechęć do jej pozyskania, złośliwość lub zawiść. Wszystko to musi przestać być tym czynnikiem w Polsce, który blokuje rozwój.

To jak te obawy przed tymi problemami rozwiać?
Trzeba postawić na edukację, rozmowy, wyjaśnienia i spotkania. Poza tym władza nie może się bać. Bardzo często jest tak, że dany burmistrz, starosta, czy inny urzędnik ulega presji krzykaczy. A u podstaw takiego zachowania leży to, iż co kilka lat musi wystartować w wyborach i walczyć o stanowisko. Dlatego często władza woli poświęcić przedsiębiorcę, zatrzymać swój powiat, czy nawet kraj w rozwoju, byle tylko na plecy nie spadła krytyka, złość ludzi, której efektem będzie brak reelekcji. Gdyby to ode mnie zależało, ja bym dzisiaj to podpisał.

Czyli jeżeli od Pana zależałoby, żeby ta elektrownia cieplna stanęła, to byłby Pan za?
Tak, mógłby koło mojego domu nawet ją wybudować.

Dziękuję za rozmowę.

- Bardzo często jest tak, że dany burmistrz, starosta, czy inny urzędnik ulega presji krzykaczy. A u podstaw takiego zachowania leży to, iż co kilka lat musi wystartować w wyborach i walczyć o stanowisko. Dlatego często władza woli poświęcić przedsiębiorcę, zatrzymać swój powiat, czy nawet kraj w rozwoju, byle tylko na plecy nie spadła krytyka, złość ludzi, której efektem będzie brak reelekcji - Dariusz Rozum

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto