Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Beata Urbańska, kandydatka na prezydentkę Poznania: "Grobelizm i jackizm - tę formułę trzeba zmienić"

Nicole Młodziejewska
Nicole Młodziejewska
Startuje na radną miejską w okręgu numer 3 z pierwszego miejsca listy lewicy.
Startuje na radną miejską w okręgu numer 3 z pierwszego miejsca listy lewicy. Adam Jastrzębowski
- Gdyby Jacek Jaśkowiak skorzystał z rady, którą sam chętnie serwował przedsiębiorcom, to i podatników mielibyśmy więcej - mówi Beata Urbańska, jedyna kobieta kandydująca na fotel prezydenta Poznania. W rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" opowiada, jak chce walczyć z „jackizmem” i co zmieni w mieście, gdy wygra wybory.

Na pani plakatach widnieje napis “Beata Urbańska na prezydentkę Poznania”, podkreśla pani, że jest jedyną kobietą, która startuje w tych wyborach. Czy bycie kobietą to jedyny pani atut?
Nie, to jest atut połowy społeczeństwa. Atutem drugiej połowy jest bycie mężczyzną. Ale to tak naprawdę nie są atuty. Wolałabym, żeby kandydowało więcej kobiet w Poznaniu, żeby więcej kobiet zajmowało się polityką. Trochę chcę w ten sposób do tego zachęcić, bo ta strona polityczna czy samorządowa miasta jest bardzo mocno zabetonowana. Jeżeli my dzisiaj mamy zero wiceprezydentek albo jeżeli te, które mamy, zwalniane są SMS-em, jeżeli mamy w 18 spółkach miejskich tylko dwie prezeski i jeżeli kobiety na wysokich stanowiskach stanowią około 20 procent, to znaczy że jest tu jeszcze wiele do zmiany.

Czytaj także: Kandydaci do fotela prezydenta Poznania oceniają pierwsze 100 dni rządów ekipy Donalda Tuska

Co takiego pani zdaniem kobiety mogą wnieść do polityki?
Uważam, że kobiety wnoszą zupełnie nową jakość do przestrzeni miejskiej. Kiedy pojawiają się kobiety, pojawiają się nowe inwestycje, ale też spojrzenie na przestrzeń. Pamiętam, gdy zostałam pierwszy raz radną miejską, to było w 2010 roku i było to zaraz po urlopie macierzyńskim, pierwszą rzeczą, z którą się zmierzyłam, były toalety na Placu Kolegiackim, gdzie miejsce do karmienia dla matki z dzieckiem było zaraz przy męskich toaletach. Podobne sytuacje są w szkołach. Z jednej strony mówimy o tym, jak je zmieniamy, o ich modernizacji, a w łazienkach szkolnych nadal brakuje mydła, papieru toaletowego. To są rzeczy, o których nie pomyśli żaden mężczyzna. Myślą o nich kobiety. Dlatego to jest dla mnie tak ważne, żeby brały czynny udział w kształtowaniu przestrzeni publicznej, podejmowaniu decyzji, żeby angażowały się i układały świat.

Jest wiele zmian, które chce pani wprowadzić. Używa pani nawet takiego sformułowania, że chce “walczyć z jackizmem”. Jak pani planuje tą walkę?
Trzeba w ogóle przemodelować cały sposób zarządzania miastem. Obecnie rządzi jeden wódz, jedna partia i rządzą tym miastem od 20 lat. Tak naprawdę dzisiaj w Poznaniu mamy połączenie Jaśkowiaka i Grobelnego, bo o ile zmienił nam się prezydent, o tyle urzędnicy na wysokich stanowiskach, sposób zarządzania, myślenie i układanie priorytetów w mieście pozostały niezmienne. Cały czas planuje się inwestycje, które są niedociągane. Ten nieporządek, wydłużające się projekty, brak komunikowania się z mieszkańcami - to wszystko jest dla mnie połączeniem grobelizmu i jackizmu i tę formułę trzeba zmienić.

Czytaj także: Wybory 2024. "Kłótliwości mi Pan nie włoży do ust". Pierwsza debata kandydatów na prezydenta Poznania w tej kampanii wyborczej. Zobacz wideo

I jak pani chce te zmiany wprowadzić?
Przede wszystkim konieczna jest zmiana myślenia. Szczególnie wśród urzędników. Dzisiaj cały urząd jest zarządzany w taki sposób, że jest trzech panów odpowiadających wyłącznie za swój decernat, którzy bardzo mało ze sobą współpracują. Każdy decydent robi swoje rzeczy, nie ma połączenia poziomego między nimi. I to jest słabe, bo to znaczy, że Jacek Jaśkowiak nie potrafi zarządzać miastem w sposób projektowy. Ja całe życie pracuję w korporacji i widzę, jak bardzo świat i sposób zarządzania się zmienia. Jeżeli mamy instytucje mocno zhierarchizowane i system zarządzania nakazowo-rozdzielczy, to takie organizacje nie mają przed sobą przyszłości, bo mają zbyt małą przepustowość generowana idei i rozwiązań, a w zamian jest przerzucanie się problemami, jak gorącym kartoflem. Przykład? Sytuacja z poznańskim ogrodem zoologicznym, kiedy Jacek Jaśkowiak nie poradził sobie ze swoim zastępcą i kilka lat temu przekazał nadzór do wydziału zdrowia. Do dzisiaj nie mamy jasnego komunikatu, co się w sumie wydarzyło. Ewa Zgrabczyńska została przesunięta od Prezydenta Gussa do Prezydenta Solarskiego, ale tak naprawdę nic nie zostało wyjaśnione.

A pani jak zareagowałaby na tę sytuacje na miejscu prezydenta Jaśkowiaka?
Po pierwsze, sprzeciwiam się wydawaniu wyroków zanim zrobi to sąd. W Polsce funkcjonuje domniemanie niewinności i powinniśmy się tego trzymać. Po drugie, musimy rozdzielić dwie sprawy – osiągnięcia Ewa Zgrabczyńskiej jako specjalistki w pracy ze zwierzętami i ewentualne nieprawidłowości w zarządzaniu zespołem, finansami czy mieniem. Jako lewica zawsze wspieraliśmy kierunek rozwoju poznańskiego zoo czyli dbałość o dobrostan zwierząt, azylowanie, rozwój edukacji empatycznej. I tu nic się nie zmieniło. Od jej działalności na rzecz zwierząt należy jednak oddzielić ewentualne przewinienia w zakresie zarządzania majątkiem publicznym. Czekam tu ze spokojem na prawomocny wyrok sądu. Na marginesie jedynie chciałabym przypomnieć, że zlecony w tej kadencji rady miasta audyt nic nie wykazał, a nadzór nad zoo przekazano do wydziału zdrowia i do prezydenta Solarskiego. Przypominam o tym dlatego, że gdyby władze Miasta w czasie zareagowały i wprowadziły zmiany organizacyjne być może dzisiaj całego zamieszania by nie było.

Wiele zrzuca pani Jackowi Jaśkowiakowi. Krytykuje pani też między innymi przeciągające się remonty. Ale chciałabym poznać konkrety – w jaki sposób pani by to zrobiła?
Każdy przedsiębiorca, który prowadzi biznes, musi mieć wszystko zaplanowane. Oczywiście zdarzają się takie sytuacje, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ale to też jest jakieś ryzyko, które powinniśmy sobie wkalkulować. Jeżeli umawiamy się na jakiś remont, to powinnam wiedzieć, kiedy zostanie zrealizowany jeden, później drugi, trzeci itd. Muszę mieć środki przeznaczone na ten remont i muszę założyć nadwyżkę, bo na pewno wyjdzie coś niespodziewanego. Muszę nadzorować firmy, które to wykonują i egzekwować to, żeby wykonywały swoją pracę dobrze. Są instrumenty finansowe, które są w stanie to zabezpieczyć. Nie rozumiem, czemu Jacek Jaśkowiak dzisiaj z tego nie korzysta. Spójrzmy na rady osiedli - skoro my potrafimy planować swoje inwestycje w długim horyzoncie czasu, to miasto powinno tak samo zrobić listę priorytetów i zarządzać miastem - nie od kampanii, do kampanii, czy od kadencji, do kadencji - tylko w długim horyzoncie czasu.

To oczywiście brzmi sensownie, ale na wszystkie inwestycje i projekty potrzebne są pieniądze. Budżet nie jest z gumy. Jak pani to wszystko sfinansuje?
Mamy w Poznaniu cały czas taką samą liczbę podatników. Miasto prawie w ogóle nie przyciągnęło nowych. Według oficjalnych danych w Poznaniu mieszka 540 000 osób, ale najnowszy szacunek mówi, że realna liczba mieszkańców wynosi prawie blisko 700 000 osób. Podatnicy to około 400 000 osób. Co oznacza, że 150 000 to osoby, które są tu na stałe, ale z różnych powodów nie są tu zameldowane, nie płacą podatków. I ani Jacek Jaśkowiak, ani rządząca miastem Koalicja Obywatelska, nie zaproponowali żadnej sensownej oferty, by ich do tego namówić. Jest karta “OK Poznań”, ale ona jest słabą ofertą. Kiedy my kończyliśmy kadencję w 2018 roku, ostatnim projektem uchwały Lewicy, który został złożony, była Karta Poznańska. Rozwiązanie miało polegać na określonych zniżkach dla wszystkich osób płacących podatki w naszym mieście. Przez te 5 lat ta karta tak naprawdę nie funkcjonuje. A warto zaznaczyć, że jeden podatnik rocznie przynosi do budżetu miasta 3 000 zł. Razy 150 000 osób? To daje 450 milionów zł wydatków bieżących, które moglibyśmy przeznaczyć na zupełnie inne inwestycje. Może gdyby Jacek Jaśkowiak skorzystał z rady, którą sam chętnie serwował przedsiębiorcom: „mniej narzekajmy, nie marudźmy tyle, tylko po prostu niech starają się te swoje biznesy tak prowadzić, żeby zachęcić do korzystania z nich” to i podatników mielibyśmy więcej.

Przez ostatnie lata nie udało się tych osób zachęcić. Rozumiem, że pani ma plan, jak pozyskać nowych podatników?
Mieszkańców trzeba jasno komunikować. Każdy, kto mieszka w Poznaniu, chętnie zapłaci, jeśli będzie wiedział za co. Trzeba komunikować, co my z tych pieniędzy zrobimy i kontaktować się z mieszkańcami. Powiedzieć “jeżeli pozyskamy tyle i tyle podatników, to z tego zrobimy takie i takie inwestycje”. Czas na filozofię korzyści dla mieszkańców rozliczających PIT w Poznaniu. To jest pierwsza rzecz. Druga sprawa to ceny biletów sieciowych na komunikację miejską. Dlaczego nie można zrobić rabatów dla podatników? Jeżeli ktoś płaci tu podatki, to niech płaci mniej za sieciówkę. Na przykład 99 zł. Jeżeli ktoś tu mieszka, ale nie płaci tu podatków, to niech poniesie wyższą cenę, bo w końcu nie składa się do wspólnego budżetu. To samo można zrobić ze strefą płatnego parkowania. Mniejsza cena dla tych, którzy płacą, większa dla tego, który nie płaci. Bo tak naprawdę obecnie ci płacący podatki w Poznaniu utrzymują tych, którzy tutaj korzystają z całych zasobów, ale nie dokładają się do budżetu.

Czyli najpierw będzie pani zachęcać mieszkańców do tego, żeby płacili tu podatki, a dopiero, gdy to się uda, przystąpi pani do wdrażania zmian, które już teraz pani obiecuje - jak bezpłatna komunikacja miejska dla uczniów czy budowa żłobków? A co, jeśli się nie uda?
Bezpłatna komunikacja miejska dla dzieci i młodzieży, to był mój projekt, coś, o co zabiegałam przez dwa lata, ale w Koalicji Obywatelskiej był cały czas opór. To są naprawdę niewielkie środki w takim dużym budżecie. Niestety, ten postulat został odrzucony, jak tylko przestaliśmy być radnymi. W to miejsce została wprowadzona karta roczna za 50 zł. Ale tak naprawdę w jej przypadku większy koszt generuje obsługa całego tego przedsięwzięcia - wydania karty, corocznego jej odnawiania i koszt człowieka, który musi tę kartę co roku wydawać - aniżeli te 1,2 mln zł. Mi chodzi też o wytwarzanie dobrych nawyków u dzieci. Ja przyzwyczaiłam swoje dzieci do tego, żeby pierwszym wyborem dla nich był tramwaj czy autobus.

A jak będzie ze żłobkami, jak powstaną?
Wstydem było to, co robił prezydent Ryszard Grobelny. Za jego kadencji wszystkich miejsc w żłobkach w Poznaniu było blisko 1,2 tys. Jeżeli w populacji dzieci do 3 lat mamy mniej więcej 15 tys. dzieci, to według standardów europejskich 30 proc. z nich mamy poślą do żłobka. Dla tych 30 proc. w Poznaniu potrzeba około 4,5 tysiąca miejsc w żłobkach. Ja już nie mówię o 4,5 tysiąca, my chcieliśmy zrobić chociaż te 3 tysiące miejsc. Ale miasto nie budowało żłobków, więc się minęliśmy. Ponadto rozpoczął się też wtedy program “Maluch”, który zakładał dotacje do miejsc w żłobkach prywatnych. Uważam, że dzisiaj przez to ta równowaga jest zachwiana. Powinno być mniej więcej po równo miejsc w żłobkach prywatnych i publicznych. Przez to, że powstają te prywatne, od czasu Ryszarda Grobelnego nie powstał żaden miejski żłobek. Jeżeli chcemy przyciągnąć młode osoby, jeżeli płaczemy, że studenci uciekają, że nie chcą tu pracować, nie chcą tu mieszkać, nie chcą tu być, to żeby to zmienić, musimy mieć dla nich jakąś ofertę. Młode kobiety zostaną, jeżeli będą miały zagwarantowane dobre mieszkanie, pracę, ale nie tylko, bo chcą też miejsce w żłobku, miejsce w przedszkolu, a później w dobrej szkole. Dzisiaj to się nie dzieje i dlatego dla mnie żłobki będą priorytetem. Teraz otwiera nam się nowa perspektywa, czyli środki z KPO - programu, który pozwoli też m.in. właśnie na budowę nowych żłobków. I na pewno będę je budowała, bo taka jest dzisiaj potrzeba.

Skoro mowa o finansach - urzędnicy miejscy cały czas strajkują i domagają się podwyżek. Czy pani je zapewni?
Tak, tak i jeszcze raz tak. To jest dla mnie element wstydu miasta Poznania, że nie jest ono wzorowym pracodawcą. W 2018 roku, będąc radną, składałam interpelację do miasta Poznania dotyczącą tak zwanych widełek płacowych. Zauważmy, że dzisiaj w ofertach pracy urząd miasta Poznania, jako pracodawca, nie pokazuje, za jakie kwoty chce pozyskać pracowników. Wstydem jest też to, że Jacek Jaśkowiak, jako wolnościowiec, tego nie robił, a robił to wojewoda z Prawa i Sprawiedliwości w urzędzie wojewódzkim. Co więcej, prezydent Mariusz Wiśniewski odpowiedział mi, że miasto nie pokazuje widełek płacowych, bo tak słabo płaci i nie chce zniechęcać potencjalnych kandydatów do złożenia swojej oferty. No, tak to nie powinno wyglądać. Dlatego, po pierwsze przyznajmy się do tego, jak wyglądają te płace. Po drugie trzeba zacząć je wyrównywać i nie może być tak, że prezesi w spółkach miejskich zarabiają niebotyczne pieniądze, zawierają kontrakty, w które z automatu wpisane są podwyżki, a podwyżki dla urzędników, czyli osób, które ciężko pracują w mieście, trzeba wyszarpywać. Cały czas takie patrzenie, że pracownik, to jest tylko koszt, że uczeń to jest tylko koszt, że, jak inwestycja, to tylko duży stadion... To jest niemyślenie o ludziach i dlatego nam ci ludzie dzisiaj uciekają. Ja myślę o tych podwyżkach i naprawdę te środki w budżecie są i można je zupełnie inaczej poukładać.

Wspomniała pani o prezesach spółek miejskich. Planuje pani zmiany też w tym zakresie? Na kogo wymieni pani dotychczasowych szefów? Czy będą to młodzi ludzie, na których Lewica tak bardzo stawia?
Jeśli będą mieli odpowiednie kompetencje, to oczywiście, że tak. Dzisiaj jest tak, że prezesami czy członkami rad nadzorczych są urzędnicy i dla mnie to jest duży problem. Nie może być tak, że urzędnik w formie wynagrodzenia dostaje radę nadzorczą. Marzy mi się taka społeczna kontrola spółek - chodzi o to, żeby w spółkach miejskich, w radach nadzorczych zasiadali specjaliści, którzy się na tym znają, a nie dlatego, że jeden, czy drugi dyrektor ma mniejsze wynagrodzenie. I marzy mi się, żeby w spółkach i w zarządzaniu miastem był parytet, żeby zasiadali w nich i mężczyźni, i kobiety.

Osoby z Koalicji Obywatelskiej też?
Będę pracowała z każdą osobą, z którą będę mogła doprowadzić dany temat do końca.

Czy jeśli wygra pani wybory, będziemy w Poznaniu mieć nie tylko prezydentkę, ale też wiceprezydentkę? Kto to będzie?
Nie chcę jeszcze mówić o konkretnych nazwiskach. Mamy sporo fajnych kobiet, ale mamy też panów. Ja będę patrzyła na to szerzej - nie tylko na Lewicę, bo jeśli będą dobrzy specjaliści, to będę brała tych dobrych specjalistów.

Ale nie będzie tak, że nagle to kobiety zawładną Poznaniem i będą stanowić większość w miejskim samorządzie?
Absolutnie nie. Parytet, wszędzie parytet. Dla mnie ważne są wartości i miasto sterowane wartościami. Te lewicowe, które mam w sobie, to równość, różnorodność i współpraca. Koniec. Jak ma być równość, to ma być równość. Możemy mieć inne zdania, możemy się różnić, ale chodzi o to, żeby na koniec dnia wypracować dobry projekt wspólnie. A co równie istotne – do tego potrzebny jest też kontakt z mieszkańcami.

To znaczy?
Mam też wrażenie, że Jacek Jaśkowiak bywa, a nie jest w mieście. Gdy nie ma go w mieście, to nie ma go też na sesjach, nie uczestniczy w pracach komisji. To samo dotyczy jego zastępców, którzy zdecydowanie rzadziej biorą udział w pracach komisji, aniżeli w poprzedniej kadencji. Dzisiaj nawet konsultacje społeczne dla tak ważnych zagadnień jak zagospodarowanie obszaru Jeziora Maltańskiego prowadzi się na Zoomie, przez internet, bo prezydent, który powinien być na takim spotkaniu, to go nie ma. Rozumiem, że zdalne spotkania to było popularne rozwiązanie w czasie pandemii, ale ta oficjalnie skończyła się 1 lipca 2023r. Jeśli prezydent robi wszystko zdalnie, to jak on chce zarządzać miastem? Jak chce usłyszeć informację zwrotną? Prezydent nie powinien bać się ludzi.

Czyli w pani przypadku mieszkańcy będą mogli liczyć na kontakt. To będą jakieś dyżury, regularne spotkania?
Tak. Powiem więcej, w wyborach samorządowych startuję od 2002 roku i wielokrotnie, gdy robię ulotkę, umieszczam na niej swój numer telefonu. Nie mam z tym problemu, że ktoś do mnie dzwoni. Jeżeli czegoś nie wiem, to mówię, że nie wiem i sprawdzę. Jeżeli wiem i potrafię pomóc, to to robię. Ale nie boję się takich kontaktów.

I ten numer zostanie, gdy pani będzie prezydentką? Każdy mieszkaniec będzie mógł zadzwonić?
Tak. Ten numer jest cały czas dostępny. Mam go od lat i się nie zmieni podobnie jak moje przekonanie, że kluczem do sukcesu w dobrym zarządzaniu jest ludzi lubić, potrafić z nimi rozmawiać i ich szanować.

BIOGRAM: Beata Kinga Urbańska, kandydatka na prezydentkę Nowej Lewicy. Startuje na radną miejską w okręgu numer 3 z pierwszego miejsca listy lewicy. Na co dzień pracuje jako specjalistka w dziedzinie bankowości. W strukturach Nowej Lewicy pełni funkcję szefa poznańskich struktur. Została wybrana podczas I Ogólnego Zebrania organizacji miejskiej Nowej Lewicy w Poznaniu w 2022 r. Zasiadała w Radzie Osiedla Ostrów Tumski-Śródka-Zawady-Komandoria, W kadencji 2014-2018 pełniła funkcję radnej Rady Miasta Poznania. Bez powodzenia kandydowała w wyborach parlamentarnych w 2019 i 2023 roku, w których starała się mandat posłanki z listy Lewicy.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Beata Urbańska, kandydatka na prezydentkę Poznania: "Grobelizm i jackizm - tę formułę trzeba zmienić" - Głos Wielkopolski

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto