O szaleństwie jakim jest idea Spring Break pisało już kilku moich kolegów po fachu. Mimo to, dalej nie wiadomo na czym polega ta magiczna, działające formuła. Ile trzeba mieć w sobie pewności, odwagi, a może czystego szaleństwa, żeby zainwestować swoje pieniądze w festiwal złożony wyłącznie z artystów młodych, wyłącznie (poza wyjątkami) pochodzącymi z jednego kraju, kraju - w którym pochlebnych opinii o rodzimej scenie muzycznej było prawie tyle, co nic.
Z niewyjaśnionych pobudek na taki pomysł porwała się rok temu temu doświadczona ekipa organizatorów w Poznania i trafiła w sedno. Dokładnie w centralny punkt tarczy tęsknoty polskiego słuchacza wierzącego w polskich wykonawców.
W sobotę zakończyła się druga edycja Spring Break Festival Showcase Festiwal & Conference, której - patrząc okiem statystyka - sukces przerósł dwukrotnie debiutancką odsłonę. 12 koncertowych scen, ponad setka wykonawców i dwa tysiące festiwalowiczów, którzy wyczyścili zapasy karnetów na kilka tygodni przed samym wydarzeniem.
Zostawiając jednak liczby, trzeba najzwyczajniej organizatorom Spring Break pogratulować. Ulicami Poznania z mapami w ręce przez trzy dni z klubu do klubu wędrowały na koncerty tłumy. Zdzierali podeszwy dla wykonawców, którzy są dopiero na początku drogi, dla niektórych z nich był to pierwszy tak oddalony od rodzimego miasta wyjazdowy gig. A publiczność nie była najłatwiejsza, byli to słuchacze wymagający, w ten tłum wmieszali się ludzie z agencji koncertowych, wytwórni płytowych, dziennikarze.
Zdecydowana Większość z zaproszonych artystów stanęła na wysokości zadania. Dostała zasłużone brawa, a z Wielkopolski do domu zabrała dobre wspomnienia i miejmy nadzieję - obietnice niezniknięcia z rynku. Każdemu byłoby szkoda.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?